Mężowie mówią o walcu źle
Zowią go tańcem bez sensu wciąż
Nie mają racji dali pan nie!
Czyż kiedykolwiek miał rację mąż?
Walc to taniec taki niewinny
A taki rzewny melancholiczny.
Rzadko namiętny częściej dziecinny
A zawsze miły a zawsze śliczny
J cóż w nim może kobieta co?
Złego uczynić
Największy grzech że jej do ucha
Podszepnie coś pochlebnego lub wzbudzi śmiech.
Że ja przytuli do piersi swych
Że ściśnie rękę w obrotach tych.
Że mową i gestem, westchnieniem
Spojrzeniem mówi jej bez końca:
„Ach jestem ach jestem z tobą aniele mój
Czemuż nie mogę tak zawsze być
Wiecznie ubóstwiać ten uśmiech twój
I u nóg Twoich bez końca żyć.
I u nóg Twoich bez końca żyć.”
J choć męża ciekawy wzrok
Na wszystkie strony szpieguje mnie
Rad by zbadać każdy mój krok
Nic nie dostrzeże że oj nie, nie, nie.
Pan mąż się gniewa patrzy ukosem
Rad by co prędzej stąd wyrwać mnie
Choć marszczy czoło
Choć kręci nosem
Tańca mi wszakże przerwać nie śmie.
A gdy po tańcu pyta ciekawie:
Co tam co mówił tam ten lub ów?
Ja mu odrębnych rzeczy naprawię
Lub wręcz mu powiem: bywaj mi zdrów.
Mężowie mówią o walcu źle
Zowią go tańcem bez sensu wciąż
Nie mają racji dali Bóg nie!
Czyż kiedykolwiek miał rację mąż.[1]