Nie zamierzam Cię truć
Pigułkami ze słów,
Nie potrafię uchronić od smutku,
Moralności mi brak,
Pogubiłem się sam,
Chciałbym tylko nadzieję ocalić od zła.
Zaniemogły ze strachu,
Zagoniły się w szaleństwie
Myśli złożone,
Marzenia bezsenne.
Lekko pozacierały się
Granice między dobrem a złem,
W każdą stronę
Rozbiegły się znaki jak psy.
W kolejnej odsłonie
Skurwiłem się znojnie
Lecz dzięki Tobie
Nie wszystko skończone,
Ja widzę ostrość na nieskończoności
To nieskończoność nabiera ostrości.
Znam drogi wiodące do dna,
Mosty rzucone na wiatr,
Światło walczące o blask,
Kształty bez formy i żal.
Ten pomiędzy wszystkim to ja,
Powinienem wybrać, lecz jak?
Każdy dzień daje znak,
Że zatrzymał się...
Czas drąży myśli,
To wściekłość i wrzask,
Ona wzbiera we snach,
Ona chwyta mnie w locie i
Powstrzymuje czyny.
My zaplątani w niemoc
Znów nie wypełniliśmy się
Nie wypełniliśmy się
Dniem.[1]
1. |
http://www.coma.art.pl/ |