Powiedzmy przyjeżdżasz,
więc sosny, więc chmury, więc księżyc
ogromny z rogami do góry.
Gdy nagle w płot walisz i krzywa ulica
i Otwock na ziemię spadł prosto z księżyca.
/Otwockie sosny, podmiejska nocka,
zza płota zerka księżyc z Otwocka.
Wędruje miastem, gdzie chwieją się
latarnie ciemne i w noc i w dzień./bis
Pogody tu złote jak piasek przy drodze,
gazety od święta, a świerszcze na co dzień.
Więc kiedy poeci chcą pisać tu wiersze,
to w strofach śpiewają i ptaki, i świerszcze.
/Otwockie sosny, podmiejska nocka,
za okiennicą gra świerszcz z Otwocka.
Pod progiem ganku jaśminu krzak,
a na gałęzi uśpiony ptak./bis
Gdy w sadach dojrzeje ostatni dzień lata,
gdy rankiem sprzed sieni wiatr liście wymiata,
w ulice się sypią i skaczą przez płoty
ogrody jesienne szumiące jak słoty.
/Otwockie sosny, podmiejska nocka,
ulicą idzie jesień otwocka.
Gdy stąpa, rdzawy szeleści ślad,
do okna stuka jesienny wiatr./bis[1]