Raz młody ułan w stajni spał,
lecz w nocy wielki kłopot miał,
Bo ciągle kąsała czarniutka pchełka mała;
Więc klął siarczyście ułan zuch
i zjadłszy obiad coś za dwóch
poszedł gdy przyszła pora
Do młodszej od doktora.
Co robił tam, nie powiem wam,
lecz pchełka potem sam na sam.
Już przeszła do kryjówki
w spódniczkę pokojówki.
Pan Doktór zwykle chorych dość
miał lecz dnia tego jak na złość
Coś kiepsko szło przyjęcie
więc nudził się zawzięcie,
Bezmyślnie ręce w kieszeni kładł
i ziewał często rad nie rad...
aż wszczęła się rozmówka,
Gdy weszła pokojówka.
Co było tam, nie powiem wam,
lecz doktór potem sam na sam
Powiadam wam w sekrecie,
już pchełkę miał w mankiecie.
Gdy doktór z żoną tête à tête
miał czułe w domu, pchełka wnet.
Przebiegła, daje słowo,
na panią doktorową.
A dama ta choć młoda jest,
ma dobroczynny słodki gest
i co dzień ząbki szczerzy
W gospodzie dla żołnierzy.
I w ten, że wieczór była tam,
i miała jakieś sam na sam
Aż pchełka zmordowana
wróciła do ułana.[1]