I
Spójrz – tak jak co dzień – ulicą Litiejną
Idzie Marfa Pietrowna;
Zsyła ją chyba tu samo niebo,
Piękna – aniołom podobna.
Niesie swą młodość i fiołków zapach,
I jakiś sekret w uśmiechu;
Złoto jej włosów szyję oplata,
Lokami spada na dekolt.
Idzie Litiejną Marfa Pietrowna
Lekka, leciutka jak motyl;
Błękitne ognie palą się w oczach;
Ech! Co za cuda – te oczy!
Ref.
Lecz, moje serce, ona nie dla nas,
Więc cicho, serce! Więc już milcz!
Ona jest pani, ona jest dama,
Ja – zwykły szewc, mnie – buty szyć.
Gdzie się, ty głupie serce, wyrywasz?!
My dla niej, serce, śmiecie dwa;
Jej – łosoś w winie, nam – kasza z piwem,
Po co się w łachach pchać na bal?!
II
Spójrz – tak jak co dzień – ulicą Litiejną
Idzie Marfa Pietrowna;
Żadne ci pióro i żaden pędzel
Widoku tego nie odda.
Idzie Litiejną Marfa Pietrowna
Lekka, leciutka jak motyl;
W oczach błękitem palą się ognie,
Fiołkami pachną jej loki.
Idzie… podchodzi… to sen się spełnia…
Jest tuż… tak blisko… pół kroku…
I obojętnie mija szewca,
Co życie dałby za dotyk.
Ref.
Ona nie dla nas – wiesz, że nie dla nas,
Więc cicho, serce! Stul wreszcie pysk!
Napij się ze mną, me serce, zamiast
Bredniami w głowie mieszać mi.
Ona jest pani, ona jest dama,
A ja – cóż, prostak – szewski cham;
Ona ma futra, dom i lokaja,
Ja tylko ciebie, serce, mam.
III
I poszli: szewc i jego serce,
By się gdzieś razem wypłakać;
Ale już wkrótce w ich losie wielce
Istotna zaszła zmiana.
Pewnego razu Marfa Pietrowna,
Jak co dzień Litiejną idąc,
Szewca dojrzała i pokochała;
I odtąd w szczęściu żyją.
Wszystkim ciekawym pragnę wyjaśnić,
Czemu skończyło się właśnie tak:
Za sprawą serca – autor tej pieśni
Nadzwyczaj dobre serce ma…
Za sprawą serca – autor tej pieśni
Nadzwyczaj dobre serce ma…[1]
1. |
Kmita, Rafał |
2. |