Byłem trochę nienormalny,
zawsze mieli kłopot ze mną,
po dobroci i służbowo,
wszystko nadaremno.
Wreszcie jeden Urbanowicz
ujął rzecz najprościej:
Strzelaj, lataj, twoja sprawa,
jesteś tutaj gościem.
Nad Anglią bitwa, Londyn się smaży,
a ja w dożynki bawię się na plaży.
Służyć w czeskim dywizjonie
nie miałem ochoty.
Polak jestem - polski lotnik!
Frantisek - no co ty!
Tylko taki rozdwojony,
tu szwabskie maszyny,
a tam dalej w cichym hrabstwie
przepiękne dziewczyny.
Nad Anglią bitwa, Londyn się smaży,
a ja w dożynki bawię się na plaży.
Miałem w końcu spore lobby,
bo to zaraźliwe hobby.
Znowu lecę, no i dobra,
tylko wrócić mam na obiad.
W czas nalotów sam do schronów
pędziłem najszybciej,
a gdy podrywałem koła
wszystkie lęki nikły.
Długo tak się nie da ziemi nie dotykać wcale,
więc wyrżnąłem przed pannami
salto mortale.
W głowie demony,
bak już pusty.
Kark przetrącony
w polu kapusty.[1]
1. |
Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” |