Jeszcze tylko płaszcz i czapkę,
jeszcze tylko pas,
jeszcze tylko miałbym chrapkę
pocałować jeszcze raz.
Pociąg rusza już za chwilę,
czuje w sercu wielką pustkę...
Wkrótce wrócę znów, o ile
dadzą mi przepustkę.
Nie płacz, kochanie, bo to wstyd,
gdy wzejdzie słońca jasny dysk,
rano, raniutko, skoro świt –
wyśle do ciebie list.
Szybką płyną godziny,
bije zegar na wieży –
chciej mi wierzyć, dziewczyno,
chciej, dziewczyno, mi wierzyć.
Jeszcze ciemno, gdy pobudka
ze snu zrywa nas.
Nie czas myśleć nam o smutkach,
bo zajęty mam czas.
Zbiórka będzie już za chwilę...
A ja kłopot mam z poduszką...
Lecz napiszę list, o ile
zdążę posłać łóżko.
Nie płacz, kochanie, bo to wstyd...
Padnij, powstań, lewa, prawa,
baczność, w lewo zwrot.
To nie tak prosta sprawa,
łatwo trafić kulą w płot.
Ja myliłem się co chwila
wspominając twe buziaki.
Wyśle ci ten list, o ile
nie pójdę do paki.
Nie płacz, kochanie, bo to wstyd...