Powiedz, po cóż tyś mnie całowała,
Szepcząc słowa wyznania przez łzy
Tyś swą głowę na pierś mą skłaniała,
A wokoło pachniały nam bzy
Ach w tę noc cudną noc, gdyśmy dwoje,
Pozostali w ogrodzie wśród bzów.
Całowałem ramiona ja twoje,
Snując nici pajęczych słów
Słowik nucił nam pieśń nad głowami,
Zapatrzony w niebiańską dal...
Upojony własnemi trelami
Wyśpiewywał nam miłość i żal
Chyba po to bym przeklął swój los.
Pękła nić, złota nić, co złączyła
Nasze serca w pamiętną tę noc
Tyś me życie jak pył zniweczyła
Dziś nie wierzę w kochania już moc
Jam skazany na wieczne konanie,
Na mym grobie obwinie się bluszcz
Ty na scenie w rozpustnym szantanie.
Miłość swoją sprzedajesz na kruszcz
Po cóż było całować i kłamać
Żeby cisnąć mnie potem na stos
Po cóż było mi rozkosz oddawać.[1]