Zgłoszenie do artykułu: Pozory

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Żałuję, że bogacz musi odejść

i jego dom staje się szpitalem.

Kochałem jego wino, jego wzgardliwą służbę,

ceremoniał z dziesięcioletnim rodowodem.

Kochałem jego samochód, w którym tkwił

jak ślimak w skorupce i kochałem jego żonę,

godziny gdy nasączała swą skórę

mlekiem, pożądaniem, tymi przemysłami

obsługującymi jej cerę.

Kochałem jego syna, który wyglądał jak Anglik

ale miał amerykańskie ambicje;

niech miano arystokraty tak go ukołysze

jak powszechna amnestia za rządów Kennedy‘ego.

Kochałem bogacza: boli mnie widok

jego Abonamentu do Opery

dla melomanów wyrzuconego w błoto.

Żałuję, że stary robotnik musi odejść,

ten, który mówił do mnie „paniczu” kiedy miałem dwanaście lat

a „proszę pana” kiedy skończyłem dwadzieścia,

który spiskował przeciwko mnie w socjalistycznych komórkach

na zapleczu nędznych restauracji.

Kochałem maszynę, którą znał jak ciało swej żony.

Kochałem jego żonę, która dawała przykład bankierom

strzegąc podziemnej spiżarni

ale nigdy nie zrezygnowała z ambicji w dziedzinie ceramiki.

Kochałem jego dzieci, które po dyskusjach

wstąpiły wreszcie na Uniwersytet McGill.

Żegnaj, stary zdobywco złotego zegarka,

twoja skomplikowana lojalność

obecnie jest domeną jednolitego tłumu patriotów.

Żegnajcie, narkomani z North Eastern Lunch

około 1948, wasze igły nie były

ze szwedzkiej stali, miały kolor

sprzączek i zatrzasków

ze starych, brudnych gorsetów leczniczych.

Kochałem wasze dowcipy o śniegu

nawet jeżeli trwały całą siedmiomiesięczną

montrealską zimę. Idźcie pisać wspomnienia

dla Przeglądu Psychodelicznego.

Żegnajcie, erotomani z Beaver Pond

marzący o wybrandzlowaniu

przez elektryczną dojarkę.

Nie dla was Kanadyjska Komisja Stypendialna.

Musieliście rozpruwać małych chłopców

scyzorykiem.

Kochałem wasze oświadczenia dla prasy:

„Nie przyszło mi do głowy, że on ma duszę”.

Żegnajcie złotouste potwory

Abbot i Costello spotkali Frankensteina.

Żałuję, że muszą odejść konspiratorzy,

ci, którzy naznaczyli mnie raz na zawsze pokazując mi

pełną listę członków mojej rodziny.

Kochałem sposób, w jaki zastrzegali sobie prawo

do sądzenia Dżyngis Chana. I oni mnie kochali,

gdyż mówiłem im, że ich bródki

czynią ich sobowtórami Lenina.

Bomby wybuchły w Westmount

a oni teraz się wstydzą

jak zadowolony z siebie zwolennik Schopenhauera,

którego współlokator popełnił samobójstwo.

Teraz nagle wszyscy zaczęli robić filmy.

A ja nie mam komu postawić kawy.

Przyłączam się do tych, którzy się nie zmieniają:

pacjentów w ogólnych salach

nieświadomych jak Chasydzi,

wierzących, że są kimś innym.

Brawo, Abelard! Wiwat, Rockefeller!

Zjedz ciasteczko, Napoleonie!

Hurra dla oszukanej Księżnej!

Niech żyją chroniczni przeklinacze samych siebie

i monoteiści!

Niech żyją mieszkańcy Absurdu

wessani w błędne koło!

Jesteście moją jedyną pociechą

gdy przybliżam twarz do ula

gdy hańbię swój styl

gdy gwałcę swą naturę

gdy wymyślam dowcipy

gdy podciągam podwiązki

gdy biorę odpowiedzialność.

Pocieszacie mnie

niepoprawni oszukiwacze samych siebie

gdy oddaję hołd modzie

i przywracacie mi rozum

jak rozkojarzona stewardessa

rozdająca spadochrony podczas przymusowego wodowania

przywracanie mi zamordowany rozum

aby miał wpływ na fakty.[1]