Smutne dni przekreśliły mnie skrycie
i choć tańczę z beztroską motyla
w mojej sukni pół niebieskiej, pół lila
jestem już jak wspomnienie, nie życie.
I czegóż ci nie przebaczę
Uśmiechając się jak gejsze
Nawet słowa, od lodu zimniejsze,
Nawet to, że cię już nie zobaczę...
Nawet to.
Że rumieńce lata pobladły
Liść złoty z wiatrem mknie
Że i klonom liście opadły,
I mnie...
Że rumieńce lata pobladły
Liść złoty z wiatrem mknie
Że i klonom liście opadły,
I mnie...
Przebaczę nawet to że zwiędły kwiaty
Że życie moje wstawione w cień
że więdnie bez światła dziennego
Że codziennie opada z niego
pożółkły, zwiędły dzień...
Że wszystko psuje się, paczy,
cieknie, zgnilizną broczy,
na zawsze, z rozpaczy -
czasem na krótko, z rozkoszy.
Że rumieńce lata pobladły
Liść złoty z wiatrem mknie
Że i klonom liście opadły,
I mnie...
Że rumieńce lata pobladły
Liść złoty z wiatrem mknie
Że i klonom liście opadły,
I mnie...
Że pierś moja coraz słabiej oddycha
Krew moja wolniej płynie
Że w sieci smutku jak w pajęczynie
Leżę spętana i cicha
Że jesień co chodzi w szalu czerwonym i złotym.
Przegląda się w owalu jeziora,
jest chora, a nic nie wie o tym,
że to mnie pochowają w jej szalu.
Że rumieńce lata pobladły
Liść złoty z wiatrem mknie
Że i klonom liście opadły,
I mnie...
Że rumieńce lata pobladły
Liść złoty z wiatrem mknie
Że i klonom liście opadły,
I mnie...[1]
1. |
http://www.jerzysatanowski.com/ |