Pierwszym szczęściem kij drewniany
Konikiem się zwący,
I bicz w błocie uwalany.
Ale trzaskający.
Przytem długi bardzo sznurek
Od Babci kochanej,
I spodeczek konfiturek
Po lekcyi wydanej.
Czemuż równie nietroskliwem nie jest życie całe.
A tak wszystko razem zmienne a razem nie trwałe.
Drugiem szczęściem z nudnej szkoły
Powrót pięknem latem.
Z otrzymanym za mozoły
Chlubnym atestatem.
Ojciec pieści u Mateczki
Serce rośnie prawie
A dwie ładne kuzyneczki
Patrzają ciekawie
Czemuż z tak niewinnych uciech nie jest życie całe
A tak wszystko razem zmienne a razem nie trwałe.
Trzecim szczęściem – to spotkanie
Z nią o szarym zmroku.
I radosne powitanie
Uczucia w jej oku.
Ile zmiany w serca biciu
I błogiej gorączki,
Za ściśnieniem pierwszem w życiu
Malutkiej tej rączki –
Czemuż pod takiem wrażeniem nie jest życie całe
A tak wszystko razem zmienne a razem nie trwałe.
Dalszem szczęściem z dobrą żoną
I dzieciaków gronem,
Widzieć pracę nagrodzoną
I cieszyć się plonem;
Z czystą myślą i sumieniem.
Chleb swój codzień spożyć.
I czekanych z upragnieniem
Pociech z dziatek dożyć!
Czemuż z równie czystych uczuć nie jest życie całe,
A tak wszystko razem zmienne a razem nie trwałe.
Wreszcie szczęściem ostatecznem,
Ów czas wypoczynku,
Wcichem domóstwie bezpiecznem
Ogień na kominku:
Rosół z kury, sypka kasza,
Mięsa kawał miękki.
I sąsiada do maryasza
I miłej gawędki.
Czemuż Boże i to nawet, w życiu naszem całem,
Stało się szczęściem wybranych, a i tak nietrwałem![1]