Wędrowało sobie słonko,
Uśmiechnięte, jasne, złote
szło nad gajem, szło nad łąką,
napotkało w łzach sierotę.
Ten się żali: Tak wesoło
świecisz światu słonko moje
Uśmiechami sypiesz wkoło
gdy ja smutny we łzach stoję.
Obojętnie patrzysz na to,
jak się ludzkie serca męczą,
I nad każdą ludzką stratą
promienistą błyskasz tęczą.
Słonko na to: Biedne dziecię
i mnie smutno na niebiosach
Gdy o waszym myślę świecie
i o ludzi ciężkich losach.
Lecz nie mogę ustać w drodze,
By nad każdą boleć raną,
Więc w złocistym blasku chodzę,
wypełniając co kazano.
Nie pomogą próżne żale,
Ból swój niebu trza polecić,
a samemu wciąż wytrwale
Trzeba naprzód iść i świecić![1]