Gdy ten którego zawsze chciała
Obwiesił w końcu się
Szepnęła: – Nawet nie wiedziałam
Że tak cię bardzo chcę
Nieliczne miał muskuły
I przestarzały styl
Runęła mu do kolan
– Powinnam wcześniej przyjść
– Któż z mężczyzn ci dorówna
W urodzie i piękności?
Tak silnych ramion nie ma nikt
Do walki lub miłości
I wszystkie jego cnoty
Spopielił żar Zagłady
Zabrała większość z tego co
Utracił jej kochanek
Obrazu tego twórca
Akurat był w pobliżu
I modlił się do wróbla jak
Św. Franciszek z Asyżu
W ten religijny nastrój
Wtargnęła bez trudności
– Gdy nogi swe rozłożę wnet
Smak poznasz samotności
Miał pokój pełen luster
Zaprosił ją na orgię
Obiecał, że strzec będzie jej
Macicy przed potomstwem
Na ostry metal łyżki
Rzuciła swoje ciało
I comiesięczne pełne krwi
Ustały rytuały
Zabrała mu szacowną
Mentalność orientalną
I mroczne bezpieczeństwo gdy
Swą forsę podjął z banku
Zabrała wino mszalne
I pewną blond madonnę
– Od dzisiaj przestrzeń myśli twych
Należy tylko do mnie
Próbowałem jeszcze walczyć z nią
Przy torach kolejowych
– Sztuki tęsknoty nadszedł kres
Masz na to moje słowo
Zabrała kumpli od kieliszka
I czapkę i muzykę
Wykpiła jego babski strój
I wąsy robotnicze
Widziałem go ostatnio
Próbuje zdobyć nieco
Kobiecej edukacji lecz
Nie staje się kobietą
Widziałem ją ostatnio
Jest z jednym małolatem
Oddał jej duszę pusty strych
I ciało na dodatek
Tak się skończyła wielka sprawa
Lecz któż by mógł przypuścić
Że przejdzie całkiem bez wrażenia
W obojętności pustki
To tak jak z lotem na księżyc
Lub jakąś inną gwiazdę
Polecisz tam na próżno
Choć lecieć chcesz naprawdę[1]