Zgłoszenie do artykułu: Śnieg

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Puchowy śniegu tren

W krąg roztoczył lśnień czary,

Dźwięczą sanek janczary,

Miasto spowił już sen...

 A przez ulicy cieśń,

 Zdobną w śniegowe szaty,

 Jedzie panicz bogaty,

 Nucąc wesołą pieśń.

A wtem do sań podbiega

Dziewczyna niosąc bzy,

Do jej łachmanów brzega

Przymarzły śnieżne skry

 Wyciąga drżące dłonie

 W śniegowych płatków rój

 I cichy szept jej wionie

 „Kup kwiaty, panie mój ...”

Pan wstrzymał sani pęd

I wprost spojrzał jej w oczy

A w tych oczu roztoczy

Dostrzegł piękno i smęt.

 Wziął bzu zamarznięty kwiat

 Potem rzekł: „Siadaj przy mnie...

 Już skostniałaś na zimnie,

 Ja ogrzeję cię rad...”

I zawiózł ją do siebie

Gdzie było ciepło tak,

Gdzie świecił jak na niebie

Pająków gwiezdny szlak.

 Posadził u kominka

 I szepnął jak we śnie:

 „A teraz niech dziewczynka

 Całuje mocno mnie ...”

Gdy u sypialni wrót

Już z niej spadły łachmany,

Blask jej ciała różany

Zalśnił przed nim jak cud.

 W ramiona porwał ją

 Odurzyły go zmysły

 Na jej ustach zawisły

 Jego usta, co drżą...

Lecz kiedy błysnął ranek

I zacichła burza krwi,

Znudzony już kochanek

Dziewczynie wskazał drzwi.

 Odziała swe łachmany,

 Jak kazał pan, jej kat,

 I niby pies wygnany,

 Szlochając poszła w świat.

Aż raz po paru dniach

Panicz siadał w swe sanie,

W tem usłyszał szeptanie...

Za krtań chwycił go strach...

 Śród białych śnieżnych pól

 Ona cicho leżała,

 Na pół żywa zsiniała,

 A w jej oczach lśnił ból...

Pan spojrzał na nią z góry,

Zrobiło mu się żal,

Zły trochę i ponury,

Pojechał w śnieżną dal...

 A gdy mrok nie objęty

 Na śpiące miasto legł,

 Dziewczyny trup zmarznięty

 Przysypał miękki śnieg...[1]

Bibliografia