Wrześniowe słońce smutek cichych brzóz pozłaca
I wieść o zgonie lata w uśmiechu zataja.
Śniło się szczęście słodkie, złote jak pszczół praca,
To szczęście, co się nigdy z sobą nie oswaja.
Wrześniowe róże więdną, woń pól mgły przeczuwa,
A tęsknota wciąż jeszcze w dal twarz zwraca białą,
I biedna, czeka w smutku, który ją osnuwa,
Jak gdyby szczęście kiedyś naprawdę przyjść miało.[1]