Będąc lotnikiem w naszej armji na kursach
Pilniem badał tu
Jak się benzyną motor karmi
By dać mu siłę koni stu.
Chcąc imponować kiedyś światu
Uczyłem się hartować stal
Albo dosiadać aparatu
I sunąć na nim w jasną dal
A na lotnisku często do mnie zbliżało się
Tak pełne kras dziewczątko
Prosząc mnie ogromnie
Bym zabrał jechać jeden raz
A jam się zgodził
I gdy pruliśmy już jasną toń
Cichutkom do niej mówił tak:
Pani zapewne to rozumie
Że to krępować musi mnie
Bo gdy kto pierwszy raz nie umie
To zwykle idzie trochę źle
Musimy starać się oboje
Pani mi ufa prawda? Cóż?!
Niech pani chwyci ręce moje
O teraz całkiem dobrze już.
Lecz lecąc raz nad Nowym Światem,
Ja sam przez jeden błędny krok,
Runąłem razem z aparatem
Raniony dość boleśnie w bok
A gdy mnie wzięto do szpitala,
W gorączce i w męczarnym śnie
Spoglądam, jasna wielka sala
I jakieś dziewczę krząta się.
To niesie chorym swój ratunek,
To pić mu daje, rączką swą,
Aż do mnie – gdy na opatrunek
Podeszła, jam rozpoznał ją
Z lotniska dziewczę to
Sięgnęło po mój bandaż,
Cichutko tak mówiło mi:
Ach! pan zapewne to rozumie...
I przez nią tylko tyle powiem,
Rozwiało się wszelkie zło,
A przede wszystkim z moim zdrowiem
Z dnia na dzień coraz lepiej szło.
Więc, gdy już mogłem wreszcie łazić,
Poszedłem do niej wieczór raz,
Aby jej wdzięczność swą wyrazić
Za cały ten opieki czas.
A gdym się znalazł w jej pokoju
I długom, długom bawił tam,
Tom poczuł, żem u szczęścia zdroju,
Tom poczuł, żem u szczęścia bram.
I w nocnej chwili tej,
Popłynął znowu szept jej słów.
A jam jak dawniej słyszał znów
Ach! pan zapewne to rozumie...[1]