Moje niespełnienie groźne dla każdego
Społeczeństwo ma miejsce też na kogoś takiego
Obserwuję tą ulicę ósmy dzień kolejny
I ciebie, gdy wieczorem powracasz tędy
Zawsze idziesz lewą stroną ulicy
Zawsze w tej samej czapce i spódnicy
Gdy tak patrzę na ciebie, to drżą mi ręce
Które potem składam Bogu w podzięce
Gdy przechodzisz pod latarnią naprzeciw sklepu
To czasem mi cieknie ślina strużką z ust boku
Wtedy ją wycieram nerwowo i szybko
Lewą ręką z czarną rękawiczką
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
„Zemsta jest moja” - mówi Pan
Ja do swych czynów tego wcale nie dokładam
Więc czemu to robię, czasem pytam się sam
„Robię i koniec” - sam sobie odpowiadam
A ty idziesz powoli, jak ruchoma skała
I tak patrzę, że jakbyś wcale się nie bała
Zaczynam cię podziwiać, gdy patrzę w twoją stronę
Taka odwaga, gdy dni twe policzone
Znam twoją drogę dobrze, nawet za dobrze
Na pamięć każdy ruch twój. Wiele spojrzeń
Poświęciłem, by cię zgnębić, abyś szans nie miała
Gdy cię dopadnę i gdy będziesz umierała
Jeszcze mnie nie znasz, a już nie masz żadnych szans
Żadna mi nie zbiegła, gdy wpadłem w trans
Gdy zaczynam to robić, to się nie kontroluję
Potem po godzinie znowu coś czuję
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
Zawsze idziesz lewą stroną ulicy
I tak zawsze w tej samej czapce i spódnicy
Gdy patrzę na ciebie, to drżą mi ręce
Które potem składam Bogu w podzięce
Gdy przechodzisz pod latarnią naprzeciw sklepu
To czasem mi cieknie ślina strużką z ust boku
I potem ją wycieram nerwowo i szybko
Lewą ręką z czarną rękawiczką
Jest zimno, to wiemy oboje
Gdy mróz zmroził wodę, ja jednego się boję
Gdy tak idziesz wieczorem, możesz się poślizgnąć
Coś stanie się, gdy zdarzy ci się potknąć
A ja chcę ciebie zdrowej, doskonałej
Wiesz, że myślę o tobie ten czas cały
Z ust dymi mi para, z nosa wisi kropla
Tu stoję i stać będę aż do twego końca
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
Jesteś na widoku
Mam cię na oku
Nie unikniesz wydanego wyroku
Jutro znowu tu będę, znów cię zobaczę
I tak codziennie, wreszcie drogę twą ukrócę
Szkoda wielka, że poznać bliżej mnie nie możesz
Nie jestem taki potwór, jak mówią o mnie
Zastanawiam się czasem, jakby razem nam było
Szczęśliwie czy nieszczęśliwie by się razem nam żyło
Jesteś dla mnie kimś wielkim, kimś, kogo podziwiam
Dlatego nie pozwolę, by cię profanował inny
Znam twoją drogę dobrze, nawet za dobrze
Na każdy pamięć ruch twój. Wiele spojrzeń
Poświęciłem, by cię zgnębić, abyś szans nie miała
Gdy cię dopadnę i gdy będziesz umierała
Jeszcze mnie nie znasz, a już nie masz żadnych szans
Żadna mi nie zbiegła, gdy wpadłem w transsssss...[1]
1. |
http://www.kazik.pl/pl/dyskografia/utwor/177.html |