Wędrowni muzykanci, ojej!
Oj – radi re!
Cudowni dyletanci
Nie lubią smucić się;
A jeden gra na flecie,
Drugi na skrzypcach gra
I chodzą tak po świecie
Ojej oj radi ra;
A jeden cały w piegach,
A drugi w kurtce pstrej
I nic im nie dolega
Oj radi ra! Ojej!
Przemija rok za rokiem,
Mija za rankiem ranek;
Lecą pieniądze z okien
Jak ptaszki pozłacane:
Bo jeden smyczkiem mówi,
Drugi na flecie gra
Bo któż by ich nie lubił?
Ojej! oj radi ra!
W drugi dzień Wielkiejnocy,
Gdy pachniały hiacynty,
Ci dwaj grający chłopcy
Wypadek mieli przykry:
Psianoga! niech to diabli!
Zły los w paradę wszedł:
Jednemu skrzypce skradli,
zasię drugiemu flet.
Nieszczęście , mój Wacusiu !
Co robić? Radźże! Radż!
Piotrusiu, ach, Piotrusiu,
na czym będziemy grać?
Chleb mieliśmy z muzyki,
muzykę złodziej skradł.
Cóż za przypadek dziki!
Oj, podły, podły świat!...
A już się księżyc bielił
I wieczór z wiatrem tańczył...
Westchnęli i usnęli
Wędrowni muzykanci.
Gdy przyszła nocna pora,
Pojawił się cherubin,
Co kwiaty miał w kędziorach,
Na palcu wielki rubin.
Cherubin, sługa boży
W obłoku i w atłasie,
Przed jednym flet położył,
Przed drugim skrzypce zasię.
I zasnuł ich dokoła
Snem jako złotą nitką,
I zatroskane czoła
Musnął zieloną witka.
Zbudzili się muzycy
Nad ranem, chłodnym ranem.
Patrzą, a tu flet błyszczy
I skrzypce malowane.
Wędrownym muzykantom
Bóg zawsze pomoc da,
Najdroższym dyletantom
Ojej! oj radi ra![1]
1. |
http://www.jerzysatanowski.com/ |