Napada nas to zwykle niespodzianie
na rozsądek wcale nie ma czasu;
żył sobie człowiek grzecznie jak mieszczanin,
a teraz chciałby uciec do Pampasów.
Utarczka z szefem, jakiś żony wyskok,
coś mi tam w sercu zaskowycze nagle,
więc mówisz sobie: dosyć, rzucam wszystko
i wiatry marzeń wieją w twoje żagle.
Niespełnionych marzeń kapitanie
w złym kierunku chyba trzymasz kurs,
za plecami został port: Rozstanie,
a przed tobą płonie Wielki Wóz.
Płyń na niebo, prosto Mleczną Drogą,
dryfuj pośród posrebrzanych raf,
do swej łajby nie bierz dziś nikogo,
chociaż żagli się uczepi strach.
Jak Faeton możesz upaść z nieba,
i roztrzaskać się o twardy byt,
ale kiedyś ryzykować trzeba,
koni, marzeń, nie okiełzna nikt.
Na czyn śmiały porwać się należy,
bo nie szkoda potem w ziemi gnić...
Kapitanie? Czemu w to nie wierzysz,
Zwijasz żagle i zaczynasz pić? Bo pić?
Bo to się stało nazbyt niespodzianie,
i na rozsądek już nie było czasu,
żył sobie człowiek grzecznie jak mieszczanin
a chciał uciekać choćby do Pampasów.
Utarczka z szefem, jakiś żony wyskok,
coś mi tam w sercu zapłakało nagle,
lecz choć mówiłeś, że chcesz rzucić wszystko,
to wiatrów marzeń nie złapałeś w żagle.
Niespełnionych marzeń kapitanie...[1]