Dumna mojem pochodzeniem
Nie ustąpię też nikomu,
Edukacyą i znaczeniem,
Oraz kolligacją domu,
Nie lepsza pewnie odemnię
Choćby i Radziwiłłówna.
Jestem, proszę nie kpić ze mnie,
Z Domu Dziurdziulewiczówna!
Od dzieciństwa nie przywykła,
Do żadnej zgoła roboty,
Jak to moda Niemkom zwykła,
Ale strzegłam mojej cnoty.
I usiłowaniem całem,
Mojej głowy myślą główną,
Było zostać duszą, ciałem,
Prawą Dziurdziulewiczówną!
Tatko mój był niesłychanie,
Mądry, i niekoniec na tem,
Bo raz dał takie śniadanie,
Że aż został Deputatem.
Mówił do mnie: to rzecz mała.
Nie dość być deputatówną,
Trzeba, żebyś ton swój miała
Jesteś Dziurdziulewiczówna!
A za tatkiem, moja Mama
Co mię też bardzo pieściła.
Jak była rozumna sama,
Tak mnie też i wyuczyła:
Żem szlachcianką dawnej daty.
Księżnom i Grafiankom równą,
Ze król Popiel był żonaty
Z jakąś Dziurdziulewiczówną!
Miałam lokajczuka Jana
Wziętego prosto od sochy,
I panneczkę co mnie zrana
Kładła na nogi pończochy:
A i guwernantkę miałam.
Razem z panną Marszałkówną
Ale uczyć się nie chciałam.
Będąc Dziurdziulewiczówną!
Umiem jednak, proszę spytać.
Rzeczy nietrudne pojęciu.
Wcale nieźle pisać, czytać,
I rachować do dziesięciu;
Nie wiele mi w głowę wpadło.
Ale mnie to wszystko równo.
Mogę być głupią jak sadło.
Będąc Dziurdziulewiczówną!
Po francuzku sobie mówię
Tak jak i największe panie,
I choć z kim to się rozmówię.
I zagram na fortepianie
Byłam panną nie milczącą,
Jestem mężatką wymówną.
A zawsze swój takt mającą,
Słowem Dziurdziulewiczówną!
Co roku na imieniny
Albo jakie wielkie święta.
Bal u ciocieczki Balbiny,
Albo wuja Prezydenta.
To bywało na nich żadna,
W tańcu już mnie nie wyrówna.
Tylko słychać, jakaż ładna
Dzisiaj Dziurdziulewiczówna!
Taka piękna parentela.
Wszystko, gdyby szczury w mące,
I posąg nie bagatela,
Bo blizko cztery tysiące.
To też sąsiad za sąsiadem.
Jak te wyżły wszystko równo.
Lecą wietrząc tylko śladem
Za tą Dziurdziulewiczówną!
Popatrzawszy w lewo w prawo.
Wybrałam sobie jednego,
Kawalera z dobra, sławą.
A przytem i nie biednego;
Żadnych fochów ze mną nie ma.
Bo u mnie to rzecz jest główna.
Męża za łeb zawsze trzyma
Każda Dziurdziulewiczówna!
Żyjem z sobą już rok szósty.
Jest sens w domu i dostatek.
Mój Jgnacy zdrów i tłusty.
Mamy już pięcioro dziatek;
Po dwunastu dosyć będzie,
Bo ze mnie kobieta słówna.
Taką była zawsze, wszędzie
Każda Dziurdziulewiczówna!
Wiem, że chodzą o mnie gadki.
Jakoby jestem złośnicą.
I że te małpy sąsiadki
Mają mnie za sekutnicę.
Ale w oczy wszystkie grzeczne,
A mnie zresztą, wszystko równo,
Niech wiedzą, jak niebezpieczne
Zajście z Dziurdziulewiczówną!
Byle w oczy każda grzeczna,
A mnie zresztą, wszystko równo,
Niech wiedzą, jak niebezpieczna
Kłótnia z Dziurdziulewiczówną!
Kłótnia z Dziurdziulewiczówną![1]