Niosę torby do domu, nie przeszkadzam nikomu
nie chcę się narażać. W mieście zaraza.
Lekarze się zjechali, księża porozgrzeszali
napawa ich odrazą. W mieście zaraza
burmistrz jest z ZChN-u, za komuny w więzieniu
a nie chce się narażać. W mieście zaraza.
Wszyscy duzi i mali razem zachorowali
makabra w szpitalach. Zaraza się nie oddala
wojewoda komunista trzymał z bankami blisko
lecz pomogło niewiele. Zaraził się w niedzielę.
Szef gangsterów z przedmieścia zastrzelił dziada teścia
a już dziś trzymał gardła. Zaraza dopadła.
Biegną jak otępiali. Złodziei powypuszczali.
Całego więzienia straże zjadła zaraza.
Przedsiębiorca z Berlina chciał się wykupić, otrzymać
miejsce dla zdrowych. Smutna zaraza nieprzekupna
wszyscy duzi i mali razem zachorowali
makabra w szpitalach. Zaraza się nie oddala
na boku kompan z młotem chce uciec samolotem
niewielu to zatrważa. W mieście zaraza
złożyli tu swoje kości, niesmotria klasa możności
nie będę się powtarzać. W mieście zaraza
wszyscy duzi i mali razem zachorowali
makabra w szpitalach. Zaraza się nie oddala.[1]
1. |
http://www.kazik.pl/pl/dyskografia/utwor/191.html |