Tytuł: |
Dopóki jesteś |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1978 |
Tak się jakoś zdarzyło, że Skaldowie w początku lat siedemdziesiątych występowali w ówczesnym województwie Wrocławskim. Był z tym wszakże pewien kłopot. Otóż, nie mieli konferansjera, a wtedy, obowiązywał zwyczaj, że występy gwiazd były zapowiadane. Od czego jednak menedżer, zwany wówczas kierownikiem zespołu? Był nim Ryszard Kozicz, przez lata związany z Wrocławiem. „Weźmy Andrzeja Kuryłę” – zaproponował. Wiedział co robi, bowiem za jednym razem upiekł dwie pieczenie. Miał utalentowanego „zapowiadacza”, który jednocześnie był dyrektorem artystycznym wrocławskiego Impartu, a to znajomość dla impresaria, bezcenna. Wreszcie jak się miało okazać w przyszłości, dzięki Koziczowi Andrzej Zieliński zyskał kolejnego autora tekstów do swoich kompozycji.
Nowy tekściarz nie bardzo mnie interesował, mówi kompozytor. Miałem do dyspozycji czołówkę, bo nikt mi nie powie, że byli lepsi od Osieckiej, Młynarskiego, czy Leszka Aleksandra Moczulskiego. Na szczęście byłem otwarty i na świeże pomysły. Toteż, kiedy okazało się, że Kuryło nie dość, że sympatyczny kolega, pisze, ma już spory dorobek, a w dodatku ośmielony bliższą znajomością zaproponował coś swojego zainteresowałem się.
Pierwsza próba, była próbą ognia. Otóż Andrzej Zieliński napisał muzykę, której nie potrafili opatrzyć tekstem nawet ci z „czołówki” (a może to tylko legenda?). W każdym razie dał Kuryle trudne zadanie, któremu ten sprawnie sprostał. Tak powstała piosenka Z_biegiem_lat_(sl_Kurylo_Andrzej). Ale to temat na oddzielną opowieść. W każdym razie, miła znajomość towarzyska, przekształciła się w dość bliska współpracę. Jak bliską? A no tak, że Andrzej Kuryło, wiedząc, że Zieliński najchętniej najpierw pisze muzykę, a potem dopiero szuka do niej tekstu, mimo to odważył się Mistrzowi zaproponować odwrócenie kolejności. Miał bowiem coś, co jego zdaniem musiało przekształcić się w piosenkę. Jakby sam wiersz to było zbyt mało, żeby wykrzyczeć ogarniające go uczucie. Po latach, mocno przeze mnie naciskany, wyznał, że to poezja pisana dla żony.
Piszę „poezja”, bo niezwykle rzadko zdarzają się tak liryczne strofy w, co by nie mówić, big beatowej piosence. No, bo co by Państwo powiedzieli na przykład na „zapalasz lampę, jak ognisko, przy którym ja się mogę schronić”?
Był chyba 1978 r. i tym razem ja Andrzejowi dałem problem do rozwiązania – mówi poeta. Przypuszczałem, że spodoba mu się to, co napisałem, bo to było bardzo w ich (Skaldów – przyp. red.) stylu, ale dla kompozytora to było nie lada wyzwanie, bowiem całość składała się wyłącznie z czterech zwrotek. Nie było tam refrenu, a przecież wiedziałem, że klasyczna piosenka musi mieć canto i refren.
Zostawmy to. Przeczytałem ten tekst i wyobraziłem sobie wrażliwego muzyka, wszechstronnie wykształconego, osłuchanego kompozytora, któremu to „dopóki jesteś, jesteś ze mną, dzień jak kolęda (?) się zaczyna” przywodzi na myśl i jego pierwsze porywy uczucia. Ile mógł mieć wtedy lat? Czternaście? Piętnaście? Czego słuchał? Przecież nie Marii Koterbskiej, nie Mieczysława Fogga. On słuchał radia Luxemburg, a w nim Paula Anki, Neila Sedaki, Plattersów. Nie zawiodła mnie wyobraźnia.
Pomyślałem, że taki tekst pasowałby, do minionej i jakoś dziwnie pogardzanej wtedy stylistyki – mówi Andrzej Zieliński, ale dla mnie te uczucia były nierozerwalnie wiązane z nastrojem tamtych lat. Z fortepianem grającym akordami, z chórkami śpiewającymi to charakterystyczne „bumm, bumm, bumm, bumm, bumm”, z wysoko ustawionym wokalem. Tak, to prawda, trudno napisać piosenkę bez refrenu, ale jak nagle odezwą się wspomnienia z lat pierwszych uniesień… Dałem radę. Napisałem chórki „z epoki”, na koniec utworu wymyśliłem modulację, czyli podwyższenie tonacji. No wyszło stylowo i podoba się do dziś. Mało tego, po latach stwierdziłem, że parę moich piosenek, spełnia kryteria… muzyki operowej. Jestem już po rozmowach z prominentnymi solistami i być może uda się doprowadzić do nagrania moich piosenek w stylu bel canto. „Dopóki jesteś” powinna się znaleźć na takiej płycie.
No cóż, pomarzyć można, ale jeszcze bardziej można posłuchać Skaldów a’la The Platters, a Irena Kuryłowa (a pewnie i inne panie nieznające osobiście autora) może sobie pochlipać. Bo to do chlipania jest piosenka. A jaka prywatkowa[1]!
1. |
Halber, Adam |