Zgłoszenie do artykułu: Biały krzyż

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Tytuł:

Biały krzyż

Autor słów:

Kondratowicz, Janusz

Autor muzyki:

Klenczon, Krzysztof

Data powstania:

1968

Informacje

Marnie na ogół wychodziła piosenka na mariażu z polityką. W drugiej połowie lat sześćdziesiątych w Jedynie Słusznej Partii do głosu dochodzili tak zwani „partyzanci” nic więc dziwnego, że i w muzyce młodzieżowej zapanował nurt wojskowo-partyzancki. Trubadurzy namawiali „Przyjedź mamo na przysięgę”, No To Co zapewniali, że „Żołnierz dziewczynie nie skłamie”, Czerwone Gitary nagrały „Niebieskooką” (z niezapomnianą frazą „bo w moich oczach granatów pęk”) i szereg autentycznych partyzanckich piosenek.

Trudno. Chciałeś istnieć na rynku, trzeba było „uśmiechać się” do Władzy. Raz jednak udało się tę Władzę przechytrzyć, a Ona nie dość, że przechytrzyć się dała, to jeszcze z radością klaskała. A było tak:

Do jesieni 1967 r. głównymi dostawcami tekstów dla Czerwonych Gitar byli Marek GaszyńskiKrzysztof Dzikowski. Krzysztof Klenczon, chcąc by jego twórczość odróżniała się od tego, co robi Seweryn Krajewski, zdecydował, że chce mieć „własnego tekściarza”. Wtedy Dzikowski przyprowadził mu swojego kolegę, poetę, literata Janusza Kondratowicza. Do spotkania doszło na poddaszu hotelu Bristol, gdzie w małych, tanich pokoikach, pomieszkiwał zespół podczas mazowiecko-warszawskich tras. Klenczon zagrał kilka swoich propozycji, zaś Kondratowicza po dwóch tygodniach przyniósł teksty. Były wśród nich późniejsze przeboje „Kwiaty we włosach” i „Kiedy znów zawołam cię”. Współpraca została przypieczętowana zaproszeniem na obóz kondycyjny, organizowany w Zakopanem zimą 1968 r. W dzień ciężko pracowaliśmy, wspomina Janusz Kondratowicz, ale popołudnia były już wolne. Właśnie takim popołudniem wybraliśmy się z Krzysztofem na spacer pod Regle. Tylko we dwóch. Odeszliśmy już spory kawałek od miasta, kiedy Krzysztof zobaczył brzozowy, z kawałkami łuszczącej się białej kory, zaniedbany krzyż. Nie było żadnego grobu, tylko ten samotny krzyż. Popatrzył mi w oczy i powiedział:

– Mój ojciec walczył w AK, był ranny i zaraz po wojnie zmarł. Właściwie, to ja go wcale nie miałem. Dziś, kiedy jestem muzykiem chciałbym poświęcić mu jakąś mądrą piosenkę. I chciałbym, żeby przekazać, że to o co oni walczyli, nie poszło na marne, że zostało coś w nas, jakaś siła, żeby być prawdziwymi Polakami.

– Dobrze – odpowiedziałem – to ja spróbuję zrobić jakiś szkic tekstu, ty przymierz się do muzyki, jesteśmy na miejscu, będziemy się spotykać i „dogadywać” całość.

I tak w Zakopanem powstała piosenka. Początkowo nosiła tytuł „Gdy zapłonął świat”. To znaczy pierwszą myślą był ten „Biały krzyż”, ale Kondratowicz miał wątpliwości.

Nie zapominajmy, że to był czas walki z kościołem, wspomina. Kiedy po Polsce jeździła kopia cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, władze, by odciągnąć młodzież organizowały w miejscach pielgrzymki, koncerty najlepszych zespołów. Cenzura, nie da zgody na krzyż, powiedziałem Klenczonowi. A on na to:

– Czy myśmy tam pod Reglami zobaczyli jak zapłonął świat, czy biały krzyż? Nie ma mowy, musi być „Biały Krzyż”.

Kłopot był wielki, obejść go było można fortelem. I taki też wymyślono. Na końcu wokalista zanuci fragment partyzanckiej piosenki „Rozszumiały się wierzby płaczące”, to rozbroiło cenzurę i zapewniło przychylność władzy. Do tego stopnia, że zdecydowano piosenkę pokazać na festiwalu opolskim. Tam reżyser poszedł jeszcze dalej. Postanowił, że na finał wokalista położy na scenie bukiet kwiatów. Owacja trwała dwadzieścia minut, zespół wielokrotnie wychodził do ukłonów, ale nie dał się namówić na bis. Wreszcie Klenczon przemówił do widowni (cytuję z pamięci):

– Proszę Państwa, tej piosenki nigdy nie bisowałem na żadnym koncercie, jeśli macie bijące serca zrozumiecie dlaczego.

Huragan braw. A potem telewizja zrobiła z tego, jeden z pierwszych w jej historii, teledysków. Nie dość, że zaakceptowano „krzyż”, to na dodatek (bezwiednie) popularyzowano utwór dedykowany, żołnierzowi, niechętnie wtedy widzianej, AK.

Spełniał „Biały Krzyż” także inną rolę. Otóż w kronikach można znaleźć ślady odwiedzin zespołu u osób duchownych, między innymi u ówczesnego rektora seminarium duchownego w Olsztynie księdza (późniejszego kardynała) Gulbinowicza. Przy takich okazjach piosenka była bardzo stosownym punktem występu[4].

Bibliografia