Tytuł: |
Żeby Polska była Polską |
|
Żeby Polska |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1976 |
Bodźcem do napisania utworu były wydarzenia czerwca 1976 r[4]. W Radomiu, Płocku i Ursusie wybuchły strajki, które były odpowiedzią na propozycję ówczesnego premiera Piotra Jaroszewicza. W swoim wystąpieniu polityk ogłosił, że mięso zdrożeje o średnio o 69 %, sery i masło o 50 %, a cukier o 100%. Jednocześnie w planach były obniżki cen części wyrobów przemysłowych. Przewidziano wprawdzie rekompensatę finansowych skutków planowanych podwyżek, jednakże ich niska kwota i nierówne rozłożenie znosiły skuteczność. W starciach robotników z milicją wiele osób zostało rannych, setki strajkowiczów trafiła do aresztów, gdzie czekały ich tzw. „ścieżki zdrowia” – zatrzymany opozycjonista przeprowadzany był przez uformowany z zomowców korytarz, a funkcjonariusze bili go, czym się tylko dało[5]. Po burzliwych reakcjach społeczeństwa, władze postanowiły zorganizować cykl wieców poparcia dla partii przeciwko wichrzycielom oraz warchołom:
To propagandowe szaleństwo sprowokowało mnie – wspomina Jan Pietrzak – do stworzenia patetycznego hasła „Żeby Polska była Polską”. W ten sposób chciałem przywrócić właściwe znaczenie pojęciu „patriotyzm”, które stało się przedmiotem totalnej manipulacji ówczesnych władz.
Pieśń wykonywana była początkowo w warszawskim kabarecie „Pod Egidą” jako finał jednego z programów. Wzbudzała tak wielki entuzjazm wśród publiczności, że cenzura zakazała artystom powtarzać ją na „bis”. W rezultacie, po jej zaśpiewaniu wykonawcy milczeli, a powtarzała ją widownia. Wkrótce utwór zdobył znaczną popularność w kraju i w środowiskach polskich za granicą, towarzysząc historycznym wydarzeniom lat osiemdziesiątych. W sierpniu 1981 r. utwór wykonywano na zatarasowanym skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i Marszałkowskiej w Warszawie – Jan Pietrzak występował tam na platformie samochodu ciężarowego. Era „Solidarności” to był moment, na który utwór właśnie czekał[4].
Kiedy w 1981 r. późną nocą w „Kabaretonie” Jan Pietrzak odśpiewał tę pieśń, wstał z miejsc cały opolski amfiteatr. Byłem tam i ja. Czuliśmy się – a przynajmniej ja się czułem – tak jak rycerze, kiedy nad Polami Grunwaldu w 1410 przetaczała się „Bogurodzica”, albo kiedy ponad pięć i pół wieku później w kościołach śpiewało się „nielegalny” wers w „Boże coś Polskę” brzmiący „ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie”. No, „ciarki przechodziły po plecach słuchając tego utworu”, że przytoczę swoją największą radiową wpadkę.
Tak, wtedy Polacy oficjalnie usłyszeli pieśń, która w prywatnym obiegu istniała już od pięciu lat.
Po strajkach 1976 r. – opowiada Jan Pietrzak, nastąpił dołek gierkowskiego „cudu”. Nastąpił czas goryczy i beznadziei, a i w moim życiu prywatnym nie było wesoło. Miałem zakaz występów, rodzina chciała emigrować do Kanady, ja nie chciałem. Byłem tropiony przez SB, czy czasem aby gdzieś nie koncertuję. No i z tego wszystkiego, także z obserwacji jak Władza traktuje Klasę Robotniczą, naszła mnie taka konstatacja. I zacząłem szukać sposobu, żeby wyrazić, że to my, ta masa, ci robotnicy, otóż, że to my jesteśmy tą Polską, a nie faceci, którzy nam te symbole narodowe, te sztandary ukradli i zawłaszczyli. W każdym razie z takiego myślenia, że kraj należy do Polaków, a nie aparatu partyjnego, powstała ta piosenka. No i złożyła mi się taka fraza-marzenie, „żeby Polska była Polską”.
Dokładnie w pierwszych wykonaniach, fraza ta brzmiała, „żeby Polska była polska”, ale ktoś zwrócił autorowi uwagę, że to brzmi mocno nacjonalistycznie, coś w rodzaju „Polska dla Polaków” i Pan Janek zmienił treść. No to znowu zaczęto wybrzydzać, że to tautologia, tak jakby mówić „żeby woda była wodą”, ale tu już autor się nie poddał. Tautologia tautologią, ale przecież wszyscy rozumieli, o co chodzi.
Wróćmy do wspomnień Jan Pietrzaka – nie chciałem do tekstu wprowadzać elementów współczesnych, bieżących, odwołałem się do przeszłości, do fragmentów historii naszego narodu. To, jak sądzę, nadało utworowi pewną ponadczasowość. To od razu miała być pieśń i z tą myślą dałem tekst Włodkowi Korczowi (w tamtym czasie kierownikowi muzycznemu kabaretu „Pod Egidą” – przyp. red.). Pierwsze podejście było nieudane. Napisał muzykę w stylu festiwalu kołobrzeskiego, a ja chciałem, żeby to było – powiedzmy – partyzanckie, ogniskowe. Przyniósł drugą wersję. Znakomitą.
Kompozytor pamięta sprawę inaczej, a już z całą mocą zaprzecza wersji o kołobrzeskiej stylistyce. Odwiedziłem Janka w jego fińskim domku na Jazdowie. Było kilka osób, chyba także Janusz Głowacki. Brakowało nam piosenki na półfinał i mieliśmy się nad tym zastanowić. To wtedy Janek pokazał nam tekst, który – pamiętam to dokładnie – skomentował słowami „słuchajcie, napisałem tak patriotyczny tekst, że aż wstyd”. Oczywiście była w tym, typowa dla autora, przewrotność. Przeczytałem i mówię „Janek, chyba zwariowałeś, tego ci nikt nie puści”, a on pyta, „dlaczego?” Czytam drugi raz i myślę „cholera, nie ma się, do czego przyczepić, nie ma tu żadnego słowa przeciw, a całość jest jednym protestem”. Janek napisał po prostu genialny tekst. Od razu uważałem, że muzyka musi być utrzymana w takiej legionowej stylistyce. Znałem dobrze ten okres, poruszałem się w nim swobodnie, więc bez trudu poradziłem sobie z zamówieniem. Mieliśmy półfinał, choć to wcale nie był kabaretowy utwór. Kiedy po pierwszych koncertach zobaczyliśmy reakcję widowni, Janek zadecydował „przenosimy to na koniec spektaklu”. I nagle okazało się, że ta rozbawiona, rozchichotana, często podpita, bo graliśmy przecież w restauracji „Melodia” z pełnym wyszynkiem, publiczność, otóż nagle robi się coś zadziwiającego, ludzie wstają jak do hymnu, słuchają z uwagą, potem, kiedy utwór stał się popularny, śpiewają razem z nami.
Pietrzak mógł występować jedynie w salce „Melodii”, nie było go w radiu, tym bardziej w telewizji, a jednak „Żeby Polska…”, zaczęła żyć w drugim obiegu. Ludzie przychodzili do kabaretu z kasetowymi magnetofonami, nagrywali występ, także i finałową pieśń i „rozmnażali” nagrania udostępniając je znajomym, ci innym znajomym, utwór stawał się emanacją marzeń, pragnień, oczekiwań milionów Polaków. Jeśli nawet nie vice-hymnem Polski, to w 1980 hymnem „Solidarności”. Ba, ukazał się wtedy na płycie w towarzystwie między innymi „Dziewczyny z PRL-u”. O nagrodzie opolskiej publiczności już wspominałem, ale przecież posłużył też za motto wielkiego koncertu zorganizowanego pod auspicjami prezydenta Reagana. Pod hasłem „Let Poland be Poland” wystąpiła czołówka amerykańskich gwiazd.
Dziś pieśń ta może i straciła część swojej ówczesnej siły, ale pełni też inną rolę, właśnie taką, o jakiej myślał autor. Przypomina, że o to „Żeby Polska była Polską” walczyły pokolenia[6], [7].
1. |
|
2. |
Wacholc Maria, Śpiewnik polski, Warszawa, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, 1991, s. 183–187. |
3. |
|
4. |
http://www.wprost.pl/ar/104434/Sir-Jan/ |
5. |
http://wiadomosci.polska.pl/kalendarz/kalendarium/article.htm?id=48512 |
6. |
Halber, Adam |
7. |
http://www.angora.pl |