Tytuł: |
Nie stało się nic |
Autor słów: |
|
Autor muzyki: |
|
Data powstania: |
1997 |
Dobiegało końca nagrywanie drugiej solowej płyty Roberta Gawlińskiego. Właściwie już dobiegło. Wyniesiono ze studia wzmacniacze, pochowano mikrofony, tylko jeszcze jak zwykle pedantyczny Marek Surzyn składał swoje bębny. I nagle Robert doznał olśnienia: kurde nie mamy żadnego szybkiego, energetycznego numeru, takiego, który ożywiłby całość. Podzielił się swoim odkryciem z Markiem. Żeby tylko podzielił.
– Słuchałem nagranego materiału, mówi Robert do kolegi. Niby wszystko fajnie, ale brakuje jakiegoś szybkiego numeru, takiego z jajem. To, co nagraliśmy jest w porządku, są wolne kawałki, są utrzymane w średnim tempie, ale potrzebna byłaby jakaś „iskra”.
– No, ale co ja ci mogę poradzić?
– Chodzi mi taki utwór po głowie, właściwie już go przemyślałem. Nie ma tekstu, ale mogę ci zagrać.
Ba zagrać, ale jak. Nie ma piecyków, nie ma mikrofonów, Robert był jednak tak zdeterminowany, że postanowił to „obejść”. Podczas gdy Surzyn na nowo rozstawiał perkusję, wszedł do reżyserki, podpiął gitarę bezpośrednio do konsolety, znalazł jakiś mikrofon, włączył odsłuchy, tak, żeby go było słychać w studiu. No i zaczęło się. Zaśpiewał i…
– słuchaj, zagram ci do tego bębny. Jak będziesz chciał, to wykorzystasz, jak nie to nic się nie stanie. To może być fajny numer.
I był. Stał się największym przebojem na wydanej w 1997 r., płycie.
Jak wiadomo Robert Gawliński sam też pisze teksty do swoich piosenek. Nie inaczej było i tym razem.
Ten tekst pisałem po kryjomu przed Moniką (żona – przyp. A. H). Na ogół jak coś napiszę lubię do niej przyjść, najlepiej do kuchni poradzić się, może skorzystać z jej uwag. Zresztą obydwoje to lubimy. To taki miły zwyczaj, bo cementuje związek. Teraz jednak się bałem. Właściwie Monika usłyszała tę piosenkę dopiero, kiedy ukazała się płyta.
Jak zareagowała?
– śmiała się, odpowiada artysta.
Dlaczego Robert się bał? Bo postanowił napisać epicką opowieść ze swojego rock and rollowego, umówmy się niezbyt cnotliwego, życia. Gdyby chodziło o alkohol, czy trawkę nie byłoby zapewne sprawy, ale tu w grę wchodziła kobieta.
No więc mamy taką sytuację: jest On i Ona. Chwilowe, acz znaczne, zauroczenie „byłem z nią parę chwil, było tak namiętnie”. Chwila minęła, Ona zniknęła, ale życie rockmana biegnie dalej. Dobiega do momentu w którym „tańczę, wódkę piję. Może dziś będziesz ty, przecież mama cię nie zbije”. Przychodzi jednak otrzeźwienie i nasz bohater każe iść do domu swojej niedoszłej ofierze. Wreszcie w finale znów pojawia się Ona. Jest z jakimś szemranym facetem, kłócą się, szarpią. Wreszcie „myślę, że nie stało się nic”.
Pytam jaka jest geneza tego tekstu, ile w nim osobistych przeżyć? Czy Robert się przyzna? Obok niego siedzi przecież Monika. Co prawda mówi, że może zatkać uszy, ale zdaje się, że przeszli już swoje katharsis i dziś można o tym przy niej rozmawiać. No więc na początku długa opowieść o tym jak męczące i wyczerpujące jest rock and rollowe życie. Jak po koncercie, a czasami i dwóch dziennie, nie ma się na nic siły. Na czym polegała „Wilkomania”. Potem, że te słowa z początku piosenki niekoniecznie muszą świadczyć o zdradzie, że to dotyczy każdego i mężczyzn i kobiety. Nagła fascynacja osobą płci przeciwnej „no, bo nagle pojawia się śliczna dziewczyna i budzi w tobie takie fantazje”. Jednemu nie zaprzeczył, że końcówka jest wzięta z jego obserwacji.
Minęły trzy, może cztery lata, ten sam hotel, ta sama „śliczna dziewczyna” – opowiada. Jest podchmielona, z nią jakiś facet, podgolone karczycho, fajny samochód, on wcale niefajny. Szarpią się, awanturują, nie pamiętam, czy to myśmy interweniowali, czy portier. W każdym razie ona wsiadła do windy i uciekła. Coś się skończyło choć „Znowu myśli dziwne. Może bym mógł zostać z nią i nikt tu nie jest winny”.
Ludzie lubią takie opowiastki, a jeszcze opatrzone atrakcyjną muzyką? Wykonane z pewną dozą dramatyzmu? No przebój! Miał Robert jeszcze jeden kłopot, a właściwie podwójny kłopot. Nie miał pomysłu na refren i – o czym już było – obawiał się reakcji żony. Wreszcie Salomon zesłał na niego swoją mądrość i pojawiły się łagodzące sprawę słowa: „myślę, że nie stało się nic”.
Jak widać podziałało. Państwo Gawlińscy są szczęśliwie cały czas ze sobą[2].
1. |
|
2. |
Halber, Adam |
3. |
http://www.angora.pl |
4. |
http://gawlinski.art.pl/ |