A może z straszliwej zawiei,
Co świat ten naokół niszczy,
Nie same Ii gruzy wyrosną,
Nie same li kupy zgliszczy?
Może w zapasach olbrzymów
Złe się nareszcie przełamie –
I Bóg już na jego miejscu
W ludzkim zamieszka chramie?
Gdzie, wstydząc się swojej gnuśności
– Może to chwila przebudzeń –
Zbyt długiej, uczuje człowiek,
I że stalowe ma kości?
Miast kajdanami podzwaniać
I rzewnie ołzawiać się bólem,
Być może, zbawcze gdzieś wyjście
Okiem wyśledzi sokołem?
Nie! szukać ci go nie będzie,
W chytre rachunki bogaty –
Lecz piersi wypręży i ręce,
Więzienne roztrzaska kraty.
Pod pięścią jego silniejszą
Od najtwardszego młota,
Rozprzęgną się rygle i zamki,
Żelazne rozprysną się wrota…
Oby ta wielka godzina,
Co taką nadzieję nieci,
Stała się dziś już naprawdę
Przepołowieniem stuleci!
Oby wbrew wszelkim pojęciom
Dowód przyniosła nam rada,
Że oto z dwojakiej wieczności
Jedna się wieczność składa.
Że za wiecznością, co legła
Przy dzwonie tego zegara,
Nikt w czarnej nie chodzi sukni,
Nikt po niej się płakać nie stara!
Że zasie nowa się wieczność
Z krwawej poczyna rzeki,
By dziękczynnego Te Deum
Słuchać po wieków wieki…
Niech otwierają się rany,
Niech krew się leje do woli,
Byleby wieczność ta wzrosła
Z tak umierzwionej roli.
Na bohaterskim niech stosie
Najlepsze konają serca,
Skoro podpali go wiara,
Że wieczność ta nie uśmierca.
Że chociaż wszystko by stlało,
To jeszcze z jakiegoś ukrycia
Zaczną się sypać iskry
Na bohaterski stos życia!
Napewne! napewne! napewne!
Niechże ta pewność mnie krzepi,
Czas idzie, gdzie głusi usłyszą,
I w którym już ujrzą ślepi!
Czas idzie nieprzewidziany –
A może przewidzian wielce
Przez dusze, co światów bez miary
W miernej dowidzą kropelce.[1]
1. |
Łempicki, Stanisław, Fischer, Adam, Polska pieśń wojenna: antologia poezji polskiej z roku wielkiej wojny, Lwów, Księgarnia Polska, 1916, s. 252–254. |