Świeże koleiny
poorały śnieg do krwi
nie ma Albertyny
zostawiła tylko list
i w przedpokoju w półmroku
gdzie lustro patrzy mi w twarz
z koperty wypadł na podłogę
żółty płatek głogu
suchy płatek głogu
kruchy płatek głogu
gdy zakwitną głogi
i nie będzie innych spraw
gdy zakwitną głogi
Albertyna stanie w drzwiach
zabierze z rąk mych kieliszek
i zaprowadzi mnie tam
gdzie za parkanem
w sennej ciszy
głogi się kołyszą
głogi się kołyszą
głogi się kołyszą
lata dni godziny
w supeł mi zawiązał czas
nie ma Albertyny
nigdy już nie stanie w drzwiach
zakwitające dziewczyny
po chwili mają sto lat
ich cienie tańczą tam gdzie w ciszy
głogi się kołyszą
głogi się kołyszą
głogi się kołyszą[1]