Aleksander Siergiejewicz Puszkin

Zgłoszenie do artykułu: Aleksander Siergiejewicz Puszkin

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Co było – nie wróci, i szaty rozdzierać by próżno.

Cóż, każda epoka ma własny obyczaj i ład...

A przecież mi żal, że tu, w drzwiach nie pojawi się Puszkin –

tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł.

Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkanie –

i tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal...

A przecież mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie,

i nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal!

Przyjmuję pojętny mój wiek, mego stwórcę i mistrza,

ten trzeźwy mój wiek, doświadczony mój wiek pragnę czcić..

A przecież mi żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza

i jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić.

No cóż, nie na darmo zwycięstwem nasz szlak się uświetnił,

i wszystko już jest – cicha przystań, nonairon i wikt...

A przecież mi żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym

górują cokoły, na których nie stoi już nikt.

Co było – nie wróci, wychodzę wieczorem na spacer.

I nagle spojrzałem na Arbat i – ach, co za gość! –

Rżą konie u sań, Aleksander Siergiejewicz przechadza się,

ach, głowę bym dał, że już jutro wydarzy się coś![1]