Postarzał się car ojczulek, postarzał.
Już nawet gołąbka własnymi rękami nie mógł zadusić.
Siedział na tronie złoty i zimny.
Tylko broda mu rosła do podłogi i niżej.
Rządził wtedy kto inny, nie wiadomo kto.
Ciekawy lud zaglądał do pałacu przez okno,
ale Kriwonosow zasłonił okna szubienicami.
Więc tylko wisielcy widzieli co nieco.
W końcu umarł car ojczulek na dobre.
Dzwony biły, ale ciała nie wynoszono. Przyrósł car do tronu.
Nogi tronowe pomieszały się z nogami carskimi.
Ręka wrosła w poręcz.
Nie można go było oderwać.
A zakopać cara ze złotym tronem – żal[2]
1. |
|
2. |
http://www.gintrowski.art.pl/ |