Bal dobroczynny się zaczyna
już hotel Bristol w światłach płonie
srebrne nakrycia i półmiski
gospodarz wszystkim ściska dłonie
służba gotowa błysk liberii
ballada będzie pełna gości
wiecznych tułaczy i artystów
a także wszelkich cudowności
Bal się rozkręca, bal nabrzmiewa
bez przerwy grajcie, Przerwy nie ma
Kazimierz huknął jestem, jestem
i zaraz go chwyciła trema
Kornel przyczłapał z przyjaciółmi
wiodąc szatana z VII klasy
koziołek prosto z kuźni dotarł
a wszyscy razem mili tacy
Nie traćcie tępa moi mili
dzieciom potrzebne przecież narty
sięgnijcie głębiej do swej kiesy
bal ten to przecież sponsor-party
Z rozwianą głową oto wbiega
Jaśnie Wielmożny Pan Witkacy
zaraz Belzebub i Wścieklica
Szewcy zaś wnoszą but na tacy
zagrajcie moją mi sonatę
zawył doniośle ten na B
Ja was tu wszystkich poprowadzę
Dokąd? – to tylko diabeł wie
Bal się rozkręca, bal nabrzmiewa
bez przerwy grajcie, Przerwy nie ma
Kazimierz huknął jestem, jestem
i znowu go chwyciła trema
bal dobroczynny, bal wariacki
wodzirej nie jest już tak spięty
Belzebub właśnie porwał panią
bo poczuł do niej szczyptę mięty
to wszystko brzmi jak jakaś farsa
zakryta właśnie parawanem
był to 35 – ty zima
Oj, były czasy w Zakopanem[1]