Postukiwał dziadyga o ziem kulą drewnianą,
Miał ci nogę obciętą aż po samo kolano.
Szedł skądkolwiek gdziekolwiek – byle zażyć wywczasu,
Nad brzegami strumienia stanął tyłem do lasu.
Stał i patrzał tym białkiem, co w nim pełno czerwieni,
Oj da-dana, da-dana! – jak się strumień strumieni!
Wychynęła z głębiny rusałczana dziewczyca,
Obryzgała mu ślepie, aż przymarszczył pół lica.
Nie wiedziała, jak pieścić – nie wiedziała, jak nęcić?
Jakim śmiechem pośmieszyć, jakim smutkiem posmęcić?
Wytrzeszczyła nań oczy – szmaragdowe płoszydła -
I objęła za nogi – pokuśnica obrzydła.
Całowała uczenie, i łechtliwie i czule,
Oj da-dana, da-dana! – tę drewnianą, tę kulę!
Parskał śmiechem dziadyga w kark poklękłej ułudy,
Aż przysiadał na trawie, jakby tańczył przysiudy.
Aż mu trzęsła się broda i dwie wargi u gęby,
Aż się kulą obijał o perłowe jej zęby!
„Czemuż jeno całujesz moją kłodę stroskaną?
Czemuż dziada pomijasz aż po samo kolano?
Za wysokie snadź progi dla czarciego nasienia,
Ty, wymoczku rusalny – ty, chorobo strumienia !
Pieszczotami to drewno chcesz pokusić do grzechu?
Oj da-dana, da-dana ! – umrę chyba ze śmiechu !” –
Spowiła go ramieniem, okręciła, jak frygą!
„Pójdźże ze mną, dziadoku – dziaduleńku -dziadygo !
Będę ciebie niańczyła na zapiecku z korali,
Będę ciebie tuczyła kromką żwiru spod fali.
Będziesz w moim pałacu miał wywczasy niedzielne,
Będziesz pijał z mej wargi pocałunki śmiertelne!”
Pociągnęła za brodę i za torbę żebraczą
Do tych nurtów pochłonnych, co się w słońcu inaczą.
Nim się zdążył obejrzeć – już miał falę na grzbiecie –
Nim się zdołał przeżegnać – już nie było go w świecie!
Zakłębiły się nurty – wyrównała się woda,
Znikła torba dziadowska i łysina i broda !
Jeno kloc ten chodziwy – owa kula drewniana
Wypłynęła zwycięsko – oj da-dana, da-dana!
Wypłynęła – niczyja, nie należna nikomu,
Wyzwolona z kalectwa, wypłukana ze sromu!
Brnęła tędy – owędy szukająca swej drogi,
Niby szczątek okrętu, co się wyzbył załogi!
Grzała gnaty na słońcu ku swobodzie, ku życiu,
Zapląsała radośnie na swym własnym odbiciu!
I we żwawych poskokach podyrdała przez fale.
Oj da-dana. da-dana! – w te zaświaty – oddale![2]
1. |
|
2. |
http://tadeuszwozniak.pl/ |