W jałowcach, gdzieś nad Narwią,
pod płachtą mgły z La Manche
spoczywa Kazik z Twardej
i z Opaczewskiej Jan.
A przecież wszyscy widzą,
jak patrolują szlak
uparcie, skrzydło w skrzydło,
obrotny „spit” i „jak”.
Na ziemi Jan i Kazik,
w powietrzu „jak” i „spit”.
Maszyny dwie, dwie nazwy
jednako bliskie im.
Nocami łażą gwiazdy
po nieba gładkim szkle.
Te same nad Warszawą,
nad Mińskiem i Calais.
Jak step się niebo ciągnie
na zachód i na wschód.
Nieodgadniona droga.
akobyś wrócić mógł,
odnaleźć ławkę szkolną,
gdzie może jeszcze trwa
kozikiem wyrzeźbione
ozdobne „J” i „K”.
Z każdego pojedynku
szła w eter krótka treść:
Warszawie w upominku
jednego wroga mniej!
I biały iks na masce
spłacony skreślał dług,
gdy schodził z chmur na zawsze
kolejny Pocke Wulff.
Jak ławkę szkolną, niebo
dzieliło się na pół,
lecz śmierć do odpowiedzi
wezwała w jednym dniu.
Gdy spadli wśród płomieni,
od których błękit ślepł,
to jakby w czarną ziemię
dwa krzyże wbiły się.
/Jak chmury lata płyną
i czas żałobę zdjął,
Lecz Pamięć – dobre wino –