Moja Mama zakochana jest w reklamach,
Telewizja to jej konik, a nasz dramat.
I choć Tato nosi brodę, bo na twarzy ma blizny,
Mama kupuje mu to, co „najlepsze dla mężczyzny”!
Biega wciąż po domu niosąc białą szmatę,
Krzyczy: „Mój ci on!” i rzuca ją na Tatę.
A gdy w końcu słyszy swoje: „Ojciec prać!”,
Klaszcze w dłonie i nikogo nie chce znać!
Bo moja Mama żyje w reklamach,
Sprzedała broszki, by kupić te proszki.
Ciągle chce żuć tę gumę cud
I śpiewa o niej tak jak z nut.
Margarynę nam do domu znosi z rana,
Taką, co rymuje się ze słowem „mama”,
Mówi Tacie, że gdy zje ich kilka ton,
Tak jak Waluś będzie serce miał jak dzwon!
W czasie deszczu, niechaj Państwo mi uwierzą,
Wpuścić chce do domu „błękitną świeżość”.
Na to Babcia, która lubi wróżyć z fusów,
Wciąż powtarza: „Podaruj mi odrobinę luksusu!”
Bo moja Mama żyje w reklamach,
Sprzedała broszki, by kupić te proszki.
Ciągle chce żuć tę gumę cud
I śpiewa o niej tak jak z nut.
Bo moja Mama żyje w reklamach,
Wciąż obiecuje, że je wypróbuje
To chyba jest już jakaś mania,
Bo każe nam się myć „bez namaczania!”
Chodzi w słotę, aż podarła swe kalosze,
Błaga w kioskach: „Ja poproszę zwykły proszek!”
Białą pościel chce raz wyprać, nie do wiary,
w „zwykłym proszku”, bo uwielbia kolor szary!
Wieczorami zaś powtarza ciągle Tacie
O... „niepowtarzalnym aromacie”!
I choć Tata już jej czasem słuchać nie chce,
Mówi: „Podaj to, co najlepsze”![1]
1. |
Cygan Jacek, Moje piosenki dla dzieci, Warszawa, Agencja Wydawnicza „Morex”, 1998, s. 24, 25, 107–109. |