Zapamiętam na zawsze ten słoneczny dzień
Kelner spytał, czy może jakiś deser zjem
Ja odrzekłem: dziękuję, lecz odchudzam się
Wtedy z dołu coś nagle jakby dźgnęło mnie
Usłyszałem głos, który towarzyszy mi już
To odezwał się do mnie mój brzuch
Nie wygłupiaj się, Krzysiek, daj zabawić się
Jakiś deser nam obu przecież przyda się
Ciężki mieliśmy dzień dziś, pracy było w bród
A ten sernik z lodami to jest istny miód
Dalej, Krzysiek, zamawiaj, nie bądź taki ćwok
Jutro będziesz pił sok
Cały dzień tylko sok
Jutro będziesz pił sok
Cały dzień tylko sok
Jutro będziesz pił sok
Cały dzień tylko sok
Przekonały mnie, przyznam, argumenty te
Zjadłem sernik z polewą, gałki lodów dwie
Wtedy z dołu stłumiony się odezwał głos:
Przesadziłeś, Krzysztofie, ostro dałeś mi w kość
Trochę jest nam niedobrze, więc już chodźmy stąd
Tamten sernik, ci powiem, to był błąd
Nie wygłupiaj się, Krzysiek, nie obżeraj się
Czy ja jestem z kauczuku, powiedz? chyba nie
Sam wiesz przecież po słodkim, że rozdyma mnie
Więcej nie jem już nie
Choćbyś prosił, to nie
Nie minęło jednak nawet i ćwierć dnia
Szliśmy sobie ulicą – brzuch a za nim ja
Nagle zapach znajomy mi uderzył w nos
Stała buda, w niej siedział taki ciemny gość
Chciałem minąć ją szybko i iść dalej na wprost
Nagle z dołu zaburczał ten głos:
Nie wygłupiaj się, Krzysiek, gdzie tak pędzisz? e!
Taki kebab malutki nie zaszkodzi nam, nie?
Dalej, Krzysiek, zamawiaj, zresztą jeśli chcesz
W cienkim cieście go weź
Po prostu w cienkim go weź
I tak sobie chodzimy – brzuch, a za nim ja
I posiłki mnożymy wszystkie wciąż przez dwa (wszystkie wciąż przez dwa)
Dwa śniadania, obiady i kolacje dwie (i kolacje dwie)
I niedobrze nam czasem jest (to znaczy mnie)
W pewnym sensie już mamy nawet wspólne dzieci
Bo podbródek już rośnie
Bo podbródek już rośnie
Bo podbródek już rośnie nam trzeci[1]
1. |
Kabaret Moralnego Niepokoju |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |