Był raz bal na sto par,
pan wodzirej wprost szalał po sali.
Koszyk raz, kółko dwa,
a pod oknem samotnie, bez pani
siedział pan, smętny pan,
taki, co to nie pije, nie pali,
a tłum szalał, hiszpański walc
cud ten wyprawił i wszyscy śpiewali go tak:
Cała sala śpiewa z nami,
tańcząc walca, walczyka parami,
na tym balu nad balami,
takim co się pamięta latami,
gdzieś Hiszpania za górami,
a tu zima, karnawał jest z nami,
raz się żyje, zakręćmy walczyka ten raz,
hiszpański walczyk w sam raz.
Więc ten pan, smętny pan,
zdenerwował się wtedy okropnie.
Pojął, że właśnie on
może życie przesiedzieć przy oknie.
Nagle wstał, ruszył w tan,
walc hiszpański mu dodał odwagi,
z tłumem szalał,
hiszpański walc cud ten wyprawił
i wszyscy śpiewali go tak:
Cała sala śpiewa z nami...[1]