Cudzienni ranu, gdy tylko wstaji,
to zy stułeczkim na Paryż(1) knaji.
Tam już czykaju moji spólniki:
trzech duliniarzy i Jóźku Dziki(2).
A Jóźku Dziki mordy wykrenca,
lepszych klijentów du gry zachenca,
a Ślepy Staszku z winkla szpanuji,
czy granatowy dzieś ni kapuji.
Wtem jakaś baba du gry si pchała
i sztyry kwity odraz przygrała.
Ni mówionc wieli, łapim za stołyk,
a baba stoji jak ten matołyk.
Pu chwili krzyczy: Ludy, trymajty,
taj moji hroszy meni widdajty(3)!
Ty durna babu, czemu kryczyci(4),
za kary kwita mi zapłacici.
Widdaj mi hroszy ty skurczybyku,
to ja prodała ostatni mliku(5).
Ach te trzy karty, to nie so żarty,
zawszy ich amant(6) bosy, ubdarty
i ni pumogu karny mandaty,
przygrywasz forsy i tracisz graty.[1]
(1) Paryż – żartobliwa nazwa handlowej dzielnicy żydowskiej we Lwowie, znanej z handlu zwierzętami oraz różnymi rzeczami, również kradzionymi. Żydowska nazwa dzielnicy to Krakidały.
(2) Jóźku Dziki – przypuszczalnie fikcyjna postać batiara, choć podobno istniał szewc o takim nazwisku.
(3) Ludy trymajty, taj moji hroszy meni widdajty! – ukr. „Ludzie trzymajcie [złodzieja] i oddajcie mi moje pieniądze”.
(4) Kryczyci – ukr. „Krzyczycie”.
(5) Widdaj mi hroszy [...] to ja prodała ostatni mliku – ukr. „Oddaj mi pieniądze [...], bo sprzedałam ostatnie mleko”.
(6) Amant – tu: amator.