Skąd, u licha, pomysł żeby
Nagle skazać mnie na niebyt?
Czyjaż durna to ochota
By mnie grzebać za żywota!
Jak ja rapem tu przyłapię
To się skryba za łeb złapie.
I dostrzeże nader śliczne
Moje ciało – polityczne!
Choć idei jestem wierna
Jestem prawie nieśmiertelna.
Na mą czerwień nie ma leku
Będę trwać na wieki wieków!
Wszyscy drwią z wymownym gestem
Że mnie nie ma, a ja jestem!
Od pół wieku, dzisiaj w cieniu
Wrzód na mózgu i sumieniu.
Choć się podniósł wielki lament
By wykurzyć mnie na amen
Ja wciąż jątrzę liczne grona
Ciągle śliczna – i czerwona!
Choć idei jestem wierna
Jestem prawie nieśmiertelna.
Na mą czerwień nie ma leku
Będę trwać na wieki wieków!
Na idoli mych wspomnienie
Reaguję podnieceniem.
Na wspomnienie o Bierucie
Grają we mnie straszne chucie!
Już nie mówię o Ochabie
Ten był miły każdej babie.
Na Gomułkę gdy spozieram
To o rozkosz się ocieram.
Choć idei jestem wierna
Jestem prawie nieśmiertelna.
Na mą czerwień nie ma leku
Będę trwać na wieki wieków!
Że mój ród z partyjnej sfery
Mam odwagę Rambo IV.
I pokazać mogę dessous
Wszystkim świętym z AWS-u!
Taka już uroda moja
Niezniszczalna paranoja.
I w tym właśnie rzeczy sedno:
Ja i Wy – to prawie jedno!
Choć idei jestem wierna
Jestem prawie nieśmiertelna.
Na mą czerwień nie ma leku
Będę trwać na wieki wieków![1]
1. |
Bolanowski, Leszek |
2. |