Bracie z dolin, bracie z Karpat,
długoś czekał, rwał się, szarpał
pod kulami, pod batami niczym zwierz,
ciągle padał ktoś pod ciosem,
ciągle: dołącz, gódź się z losem,
trzeba było, taki rozkaz, sam to wiesz!
Do broni! Do broni! Do broni!
Ojczyzno, czas! do walki synów budź!
Do broni! Do broni! Do broni!
Warszawa! Kraków, Gdynia, Poznań! Łódź!
By wolność zdobyć w krwawym trudzie,
równość, braterstwo wszystkich ludzi,
Do broni! Do broni! Do broni!
Dzisiaj nasze święto święcim,
za Palmiry, za Oświęcim
i za krew, co wsiąkła w bruki wszystkich miast,
za milczących bohaterów
pod kolbami rewolwerów
i tych, którym płuca rwał dławiący gaz.
Do broni! Do broni! Do broni!...
Już się zaczął krwawy pościg
bez wytchnienia, bez litości,
pruj ciosami, szyj seriami celnych kul,
czy to w słońcu, czy wśród błota
naszą linią Maginota
każdy kamień, każde drzewo, każdy mur!
Do broni! Do broni! Do broni!...
Gniew już wezbrał siłą taką,
rwie z ataku do ataku,
by huragan z naszej ziemi wroga zmiótł;
w grzmotach sztandar się rozwinie:
nie zginęła i nie zginie!
póki żyje, póki walczy polski lud!
Do broni! Do broni! Do broni!…[1]