Ech, ta droga
tonie we mgłach.
Znowu chłód i trwoga,
i burzanu krzak.
Nie odgadniesz,
jaki twój los:
może w piach upadniesz
jak podcięty kłos.
Kurz się kłębi pod butami
stepami,
polami,
a dokoła hula płomień
i kul słychać gwizd.
Ech, ta droga
tonie we mgłach.
Znowu chłód i trwoga,
i burzanu krzak.
Wron krakanie
ozwie się znów.
Kryje się w burzanie
przyjaciela grób.
Ech, ta droga wciąż się dłuży
i kurzy,
i chmurzy,
a dokoła dymią stepy,
nieznany ten kraj.
Ech, ta droga
tonie we mgłach.
Znowu chłód i trwoga
i burzanu krzak.
Kraj sosnowy,
jarzy się brzask.
Matka u zagrody
z płaczem wita nas.
I na dolę i niedolę,
przez pole,
przez pole,
oczy bliskich nas prowadzą,
prowadzą na bój.
Ech, ta droga
tonie we mgłach.
Znowu chłód i trwoga
i burzanu krzak.
Śnieg czy wichry,
stepy czy łan.
Już tej drogi, bracia,
nie zapomnieć nam.[1]