Nieskromnie wyznać państwu muszę
Podskórny dreszcz, co z „mną” się para.
Że mam prywatną własną duszę.
Wam od niej wara!
Przytulny azyl hołubiony
Bambosze ciepłe, chociaż liche.
Prowadzę z lęku wyzwolony
Rozmowy ciche.
Nad lampką w zimową noc
Jak ćmy myślami dookoła.
Siedzeniem wysiedzieć moc
Swego własnego kościoła.
Ciche rozmowy, tak ciche
że uszy nie wierzą
tym w ciemność wciętym, jasnym,
urzekłym pacierzom.
Gadam gadaniem byle jakim
Bez świadków, co swobodę skruszą.
I jest mi dobrze z życiem takim
Bo z taką duszą.
I nie chcę więcej nic od życia
Prócz tanich marzeń, snów niewielu
Bym mógł swej duszy, bez przepicia
rzec: przyjacielu!
Nad lampką w zimową noc
Jak ćmy myślami dookoła.
Siedzeniem wysiedzieć moc
Swego własnego kościoła.
Ciche rozmowy, tak ciche
że uszy nie wierzą
tym w ciemność wciętym, jasnym,
urzekłym pacierzom.
I nie wiem dzięki niej, co wstrętne
Nie znam pokory ni zwątpienia
I jest mi trochę obojętne
że świat się zmienia.
A gdy nadejdzie czas składania
Ofiary głupiej, to się zmuszę
I oddam wszystko, bez wahania.
Zataję duszę!
Nad lampką w zimową noc
Jak ćmy myślami dookoła.
Siedzeniem wysiedzieć moc
Swego własnego kościoła.
Ciche rozmowy, tak ciche
że uszy nie wierzą
tym w ciemność wciętym, jasnym,
urzekłym pacierzom.[1]
1. |
Bolanowski, Leszek |
2. |
Leszek Bolanowski, Paweł Ferenc, Rymy stańczykowskie, Nowy Sącz, 2013, s. 5. |
3. |