Tej dziewce zaczarowanej
Cudnych wdzięków nie skąpił Bóg
Tak pięknej jak miłowanie
Aż po grób.
Rozkochała świat nieprzytomnie
Choćby w ogień, to za nią szli
Rozpalała namiętny żar
Do krwi!
Spotykali ją w dzień i w śnie
Uwielbiali w jesiennej mgle
Każda noc, długa noc czerwcowa
Każdy ranek jak nieba dzwon.
Uwodziła muśnięciem warg
Najgorętszą z miłosnych skarg
Tylko gdzieś ponad cień zaułków
Niosło gniewem zdradzonych żon.
Kochali ją. Cierpieli z nią. Aż po świt.
Lecz pięknej Fani świat nie był syty
I ciągle żądał rozkosznych łask
Buzował w niej jakiś duch niespożyty
Kipiały żądze co noc w okolicy.
Topiła mężczyzn w grzechu bez słowa
Wśród mgieł wysokich i miękkich pól.
Nie było nic, tylko noc jaśminowa
Co nie pozwala tych żądz opanować.
Choć kurtyzaną była od tylu lat
To nie wystygło w niej serce szalone
Tematem pieśni było i tylu zdrad
Że czuło się zmęczone
Że czuło się spragnione
Zmęczone, spragnione...
Tej ciszy, co zawsze brak.
Tej dziewce zaczarowanej
Cudnych wdzięków nie skąpił Bóg
Tak pięknej jak miłowanie
Aż po grób.
Rozkochała świat nieprzytomnie
Choćby w ogień, to za nią szli
Rozpalała namiętny żar
Do krwi.
Kiedy przyszedł już na nią czas
Zgasła Wenus z odległych gwiazd
Poszła hen, aż do bram niebieskich
Po nagrodę z cierniowych róż
Umierała wśród białych brzóz
Żałowała, że pora już
Tyle drżeń, tyle tchnień przez życie
Dla tych paru daremnych łez
Kochali ją. Cierpieli z nią. Aż po kres.[1]
1. |
Bolanowski, Leszek |
2. |
Kozłowska, Agnieszka |