Gdy luty mnie oduje wiatr

Zgłoszenie do artykułu: Gdy luty mnie oduje wiatr

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych przez Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” zgodnie z Rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE i ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 10 maja 2018 (Dz. U. poz. 1000), w celu wymiany informacji z zakresu polskiej pieśni i piosenki. Wymiana informacji będzie się odbywać zarówno za pośrednictwem niniejszego formularza jak i bezpośrednio, w dalszym toku spraw, redaktora bazy danych, prowadzącego korespondencję z właściwego dla niego adresu mailowego.
Administratorem danych jest Ośrodek Kultury „Biblioteka Polskiej Piosenki” z siedzibą w Krakowie przy ulicy Krakusa 7. Wszelkie dokładne informacje o tym jak zbieramy i chronimy Twoje dane uzyskasz od naszego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (iodo@bibliotekapiosenki.pl).
Wszystkim osobom, których dane są przetwarzane, przysługuje prawo do ochrony danych ich dotyczących, do kontroli przetwarzania tych danych oraz do ich uaktualniania, usunięcia jak również do uzyskiwania wszystkich informacji o przysługujących im prawach.

Gdy luty mnie oduje wiatr

I głowę śnieg okurzy

Przyciągnę rzemień w kostkach stóp

Świadom, że czas podróży

Nie będę budził tych ze snu

Co cicho śpią w mej chacie

Lecz pójdę sam w sędziwy świat

Aż w skalne Tatr postacie

Tam na najwyższy wyjdę szczyt

I spojrzę w okrąg siny

Na dziki kierdel moich gór

Na złotą dal dziedziny

Na błękit nieba światła nić

Na białych chmur rozwieje

Na słońce co się z jasnych nieb

Cichemu światu śmieje

I rzucę z piersi wielki krzyk

Radosny, rozhukany

Niech leci jak swobodny ptak

Nad hale, na polany

Niech się z zielonych tuła zbocz

Na styrmnych spaściach wysoka

Goni pierzchliwych śladem kóz

I strąca piarg z urwiska

Niechaj się w siklaw rzuca szum

Na wierchy z wiatrem niesie

Uderzy piersią w lśniący staw

Zamrze na głuchym lesie

I zrzucę z siebie ciężki pas

I legnę w jarkim słońcu

A potem pozwę k’sobie śmierć

Na dnia białego końcu

Gromnicą stanie mi u głów

Niknących Tatr załoga

Pacierzem klęknie u mych stóp

Przepastnych głębi trwoga

Lecz zachwyconych moich ócz

Nie zamknie dłoń niczyja

I będę patrzył jako noc

Swój świetlny cud rozwija

Jako na zmierzchłych czubach gór

Przysiada tajemnica

A w głębiach dolin stawy lśnią

Wsłuchane w baśń księżyca

Wtedy to w ucho świętych cisz

Mój duch się wyspowiada

Nad bezdnią co jak muszla mórz

Wieczności szumem gada

A potem przyjdą wilgły mgły

Wstające nad doliną

I na mój martwych blachdam ócz

Położą dłoń matczyną[1]