Gdybym mógł oszaleć, chętnie bym oszalał,
do psychiatrycznego poszedłbym szpitala.
Jadłbym psychotropy, chadzałbym w kaftanie,
na oddziale czwartym miał swój apartament.
Nie wstawałbym rano, nie kładłbym się nocą,
nie musiałbym pytać kto, za co i po co.
Nic bym nie naprawiał, nic bym nie budował,
ot tylko wariował, wariował wariował.
Wspólny los bym dzielił z moimi kumplami,
ze sklerotykami, schizofrenikami,
razem byśmy jedli, razem byśmy spali,
na elektrowstrząsach razem byśmy drgali.
Miałbym też wariatkę, do której bym chadzał,
głaskał ją przez kratkę, przez lufcik dogadzał.
Wziąłbym ślub wariacki w małej izolatce,
czterech lunatyków zrobiłbym wariatce.
Pierwszego bym nazwał – Ładną Mamy Wiosnę,
drugiego – Czekajcie Niech Tylko Urosnę,
a trzeciego imię – Wciąż Mi Jest Za Mało,
zaś czwartego – Trudno Tak Już Być Musiało
I któregoś lata z kabrioletu nocy
Srebrny Pan Wszechrzeczy do sali by wskoczył,
porwał moich synów, wychował u siebie,
do mszy by służyli, na wieczornym niebie.
Patrzyłbym im w oczy tak jak w gwiazdy patrzę,
telegramy modlitw słałbym coraz słabsze:
Ej synkowie moi, napiszcie, napiszcie,
czy tam w srebrnym świecie szczęście znaleźliście?
Gdybym mógł oszaleć, chętnie bym oszalał,
do psychiatrycznego poszedłbym szpitala.
Nic bym nie naprawiał, nic bym nie budował,
ot tylko wariował, wariował wariował[1]
1. |
Czyści jak Łza |
2. |