W ten poniedziałek, nim ranek wstał,
Wiatr świeży wprost od rzeki wiał.
Na tamtym brzegu tkwią francuskie psy.
Wszyscy do łodzi! Wszyscy do łodzi!
Dalej na Quebec, oskalpować łby!
Na wzgórzu Francuz okopy swe miał.
Na plaży piekło i śmierć krąży tam.
Na pierwszej łodzi stał generał Wolfe.
Naprzód do brzegu! Naprzód do brzegu!
Za pierwszy strzał dam gwinei pół.
Zawyła wiara jak wściekły zwierz.
Wojsko w łachmanach, obdarte jak śmierć.
Już są na plaży, już w okopach krzyk.
Wspaniale chłopcy! Wspaniale chłopcy!
Za matek żal, za ich gorzkie łzy.
Francuzi wiali do miasta bram.
My, krwią pijani, też gnaliśmy tam.
Ktoś ku nam strzelił, padł generał Wolfe.
Z raną na piersi, z raną na piersi
Wolno na ziemię upadł zgięty wpół.
Skrwawioną dłonią trzos rzucił nam.
Bierzcie i dzielcie, to wszystko co mam
I już do walki, co tak tkwicie tu?
Zabić Francuzów! Zabić Francuzów!
I miasto wziąć, póki starczy tchu!
Gdy słodkiej Anglii ujrzycie brzeg,
Powiedzcie matce, żem jej tu strzegł.
I, że przed śmiercią jej widziałem twarz
I mocno wierzę, i mocno wierzę,
Że dobry Bóg znów połączy nas.
Tak zginął dzielny generał Wolfe.
Los dał zwycięstwo, lecz nam go wziął.
Obdarty trębacz sygnał zagrał mu.
Dla słodkiej Anglii, dla starej Anglii
Płynęła pieśń do wiecznego snu.[2]
1. |
|
2. |
http://czteryrefy.pl/ |