Przez cały ranek
Szedł sobie Janek
I na basie grał,
A Katiusza mała
Na skrzypeczkach grała,
Cały świat ich znał.
Janek grał na basie,
A na basie gra się
Grubo... bu, bu, bu...
Lecz tonów Katiuszy
I bas nie zagłuszy,
Wtórowały mu.
La, la, la, la...
Chodzili i grali,
Grali i śpiewali,
Ona z nim, on z nią.
Każdy dawał cosik –
Ten uśmiech, ten grosik,
Zachwycony grą.
Janek nie miał chatki,
Ojca ani matki,
Katia także nie –
I dlatego pewnie
Tak śpiewali rzewnie
Pioseneczki swe.
La, la, la, la...
Chodzili i grali,
Grali i śpiewali
Przez caluśką wieś.
Radowała duszę
Janka i Katiuszy
Bardzo piękna pieśń.
Raz rzucając grosik,
Tak zapytał ktoś ich:
– Co to? Pieśń bez słów
– Są przepiękne słowa...
Zagrali od nowa
Zaśpiewali znów:
„Rascwietali jabłoni i gruszy.”
– Nie tak, Katieńko,
Idzie ta piosenka,
Cudna piosnka ta,
Mój pradziadek Maciej
Śpiewał ją inaczej,
Tak, jak śpiewam ja:
„Rozkwitały pąki białych róż...”
– Nie tak, Jasieńku,
Idzie ta piosenka,
Znam ją lepiej wszak.
Sąsiad dziadzia Wania
Co dzień po śniadaniu
Tak ją śpiewał, tak:
„Rascwietali jabłoni i gruszy...”
– Rzuć ty, Katiusza,
Te twoje grusze.
Ja to lepiej znam...
– Nie chcę z tobą śpiewać!...
Możesz się pogniewać!...
Śpiewaj sobie sam!...
On poszedł górą
W noc złą, ponurą
Obok krzewu róż.
I u Katiuszy
Ciężko jest na duszy
W cieniu białych grusz.
– Kiedy to się skończy?
Czemuż mnie rozłączył
Z Katią róży krzew?
– Czemu grusza biała
Janka mi zabrała?
Smutno brzmiał ich śpiew:
„Rascwietali...”
Aż kiedyś w dali
Znów się spotkali,
W oczach mieli łzy.
– To jest piosnka twoja...
– Twoja jest, nie moja...
– Ty masz rację!
– Ty!
– Piosnka jest niczyja...
Ja ją kocham!
– I ja!
Więc skończony gniew.
Znów się przeprosili,
Znów szczęśliwi byli,
Szczęściem brzmiał ich śpiew.
– „Rascwietali jabłoni i gruszy...
– Rozkwitały pąki białych róż...
– Wychadiła na biereg Katiusza...
– Wróć ty, mój Jasieńku, z tej wojenki wróć!”[1]