Oto jesień tak smutna, wietrzna i drapieżna,
że zda się, chwilą każdą prowadzi w podziemną
mogiłę, gdzie nas czeka długa noc bezśnieżna –
mogiłę wiekuistą i jak rozpacz ciemną!
Liście, co wypuściły w kwietniu pęd , bezsilne,
któremi potem czerwiec łagodził upały,
teraz zczerniały błędne – wicher oszalały
ciska je o ziemię, zbija w kurhany mogilne.
Ale wiem, że bogata w skarb życia i siewy,
powróci stara ziemia na drogę słoneczną
że nie liściom nucić swoje nikłe śpiewy,
lecz drzewom górnie rosnąć i głosić pieśń wieczną.
Ze na ciałach umarłych nowe życie wskrześnie
i zmartwychwstania narcyz zakwitnie radosny –
to wam mówię, o liście, stargany boleśnie
ja, wasz brat, który z wami też nie ujrzy wiosny.[1]