Jestem se chłopek roztropek, mieszkam se w chałupie,
Życie nie jest takie jak w Warszawie głupie.
Bo nam, chłopom, dzisiaj na wsi dobrze się powodzi,
A was w Warszawie drożyzna niedługo zagłodzi.
Wywieźliśta z tej Warszawy meble i ubrania,
Tak że nie mata nam nic już do sprzedania.
A my wasze fortepiany w stodołach trzymamy,
Bo na tyle różnych gratów już miejsca nie mamy.
Mówiły na nas: frajery albo głupie chamy.
A ja mówię, że my swoje kiełbie we łbie mamy.
Bo jak przyjedzieta na wieś rąbankę kupować,
To musita pół dnia za to forsę nam rachować.
My, frajery, se na miejscu nigdzie nie jeździewa,
Ale za słoninę skórę dziesiątą ściągniewa.
A wam jeszcze w tych pociągach wszystko zabierali,
A chłopi sobie sienniki forsą napychali.
Myślę sobie: to ci czasy, niech to piorun liźnie,
Jak ja zobaczyłem Kasie w jedwabnej bieliźnie!
Mówię do ni: toć to krótkie, Kasiu, ty z tym wlecisz,
Bo w nocy są zaciemnienia, a ty dupą świecisz.
Nie wyśmiewaj, mój Wojtusiu, boś nie lepszy przecie,
Boś sobie niedawno futro kupił w getcie.
Teros chodzis jak derektor, nos w górę zadzieros,
A na swoją Kasieneckę ino ciągiem gdyros.
Dzisioj przyszły dla nas casy, Wojtusiu kochany,
Ze my teraz w tym chodziewa, w cym chodzieli pany.
Te miescuchy, te psiej uchy dość paradowali,
Przysła kryska na Matyska, wsio w kiksa przegrali.[1]
1. |
Świrko Stanisław, Z pieśnią i karabinem: pieśni partyzanckie i okupacyjne z lat 1939–1945: wybór materiałów z konkursu ZMW i „Nowej Wsi”, Warszawa, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1971, s. 216, 217. |