Tylko płomień biegnie za Joanną
Kiedy jedzie konno przez ciemność
Nawet księżyc jej zbroi nie złoci
Jest sama wśród dymu i nocy
I mówi: – Już mnie ta wojna zmęczyła
Chcę być znowu taka jak byłam
Chcę pod białym weselnym przybraniem
Ukryć moje wielkie pożądanie
La la la...
Że tak mówisz szczerze się raduję
Co dzień patrzę jak tędy cwałujesz
Muszę zdobyć – coś we mnie aż wyje
Tę samotną, zimną heroinę
Kim ty jesteś, jakie twoje imię?
Zapytała ukrytego w dymie
Jestem ogień – przedstawił się głośno
Kocham twoją dumę i samotność
La la la...
Jeśli ognia masz w sobie za mało
Ja ogrzeje cię mym własnym ciałem
Rzekł i runął na nią by czym prędzej
Stać się jej jedynym oblubieńcem
Potem ukrył prochy Joanny
Na dnie serca płonącego nieustannie
A popioły z jej sukni rozsypał
Nad głowami tłumu weselników
La la la...
A gdy ukrył prochy Joanny
Na dnie serca płonącego nieustannie
Wtedy nagle pojęła ze zdumieniem
Że jest drewnem – skoro on jest płomieniem
Ja widziałem jej łzy i cierpienie
I blask chwały w gasnącym spojrzeniu
Czy do mnie też przyjdziesz miłości
Tak okrutna i pełna jasności?
La la la...[3]