Kiedy w polu konie pasłem,
sen mnie morzył, sen, oj sen,
/ledwie oczy zmrużę, zasnę,
a już konie w życie, hen./bis
Na to właśnie chłop przychodzi
i jak huknie, ażem drgnął:
/– Ejże, szelmo, co ty robisz?
Patrzaj, konie w życie są!/bis
– Ależ ja nie jestem szelma,
ja uczciwej matki syn,
/niechby inny tak powiedział,
źle by pewnie było z nim./bis
Lat służyłem u was siedem,
nie zgubiłem przecie nic,
/tylko gwoździk mały jeden,
alem spłacił go wam wnet./bis
Lat służyłem u was siedem,
nie ukradłem przecie nic,
/a gdy wziąłem serek jeden,
spadłem z górki razem z nim./bis
Lat służyłem u was siedem,
a nie dali wy mi nic,
/bo tę koszulinę jedną
zabraliście mi też wnet./bis[1]
1. |
Bekier Elżbieta, Niech rozbrzmiewa wolny śpiew: śpiewnik, Warszawa, Książka i Wiedza, 1952-07, s. 295. |