Minął dzień, znoju kres
Serce znów nabrzmiało dziś radością
Dobry los zrobił gest
Kiedy dał bez słów wołowe z kością!
Miałam dziś nawet czas
Pośród spraw zwyczajnych, idiotycznych
Żeby znów setny raz
Marzyć o podróżach romantycznych!
Lecz wieczorem, gdy skończy się praca
Zaczytaną w historię Romea
Szlag mnie trafia jak jasna cholera
Bo mój ślubny do domu nie wraca!
Hej, to ja, widzę cię!
Parę chwil obsuwy nic nie znaczy
Żadnych min, nie jest źle
Przecież wiesz, że wracam prosto z pracy!
Późno, wiem, było tak:
Kumple, ci co w dialektykę wierzą
wiedli spór, no a ja
W sporze tym ja byłem antytezą!
Ciebie spotkał los szczęścia prawdziwy
Jam twój przecież mniej więcej Romeo
Tyś ma wierną jak pies Dulcyneą
A więc nie krzycz, bo jestem wrażliwy!
Nie da nam żadna z wiar
Uciec gdzieś od życiowego manka
Wszelkich złud pryska czar
Kiedy w snach Romeo i kaszanka!
Wszystko to nie jest tak
Choćbyś mi do gardła chciała skoczyć
Mówię „sza!” – żadnych drak!
Lubię jak patrzymy sobie w oczy!
Na nic serca gorące porywy
Beznadzieja się w życie zakrada
Chcesz, to wszystko z kumplami przegadam
Tylko nie krzycz, bo jestem wrażliwy![1]
1. |
Bolanowski, Leszek |
2. |
Leszek Bolanowski, Paweł Ferenc, Rymy stańczykowskie, Nowy Sącz, 2013, s. 156. |
3. |